Poranki
przebudzonym
Kocham poranki ustrojone
w łzy niemowląt łapiących
pierwsze wdechy.
Te wschody poszarpane morzem
alarmów i zmęczonym kaszlem
odpalanych aut.
Kocham poranki w mieście.
Gdy pierwsze promienie rozbijają
się o żaluzje, gubiąc senność zapisaną
na wargach.
Rozanielone arterie ożywają wózkami
gazeciarzy i cichym trelem ulicznych
kwiaciarek, by za moment zmienić się
w nieustający strumień "Jestem
spóźniony"
i "Szybciej!Nie śpij!".
Za chwilę...
Za chwilę niebo wybije powrót nas
w ubite tory. Ściągnie ostatnie dusze
z rozkołysanych sani rozpalonych
snów i bezlitośnie wciśnie w życie.
Za chwilę...
Jak ja kocham te poranki w parkach.
Chłodna mgła nie ma w sobie już
nic z wczorajszej grozy. Za nią
czai się tylko zapach ptaków szykujących
się
do lotu i świeżej, mokrej trawy.
Jak ja kocham te poranki.
Gdy budzimy się wtuleni w siebie,
tak beztrosko nowi sobie nawzajem i
tylko wczorajsza rosa przypomina,
że jeszcze niedawno tonęliśmy
w swoich westchnieniach bez reszty.
Się, siebie, sobie, swoich...sami?
Jak ja kocham te poranki, brudne
naszą markotnością gdy nic
więcej nie trzeba.
Tylko patrzeć na arię wschodu.
Komentarze (1)
poranki są cudowne gdy życie powoli rozpędza się
Piękny wiersz jestem zachwycona Pozdrowienia Plus
Dobry :)