PORTRET
Mam wolną wole. Wolna w klatce siebie. Moje
zatracenie.
Moja wykreowana rzeczywistość. Maluje
siebie.
Najpierw buty dokładnie obrysowuję. Potem
kalkuję łydki.
Naciągam świeżą skórę, tłoczoną na
zamówienie.
Będzie idealna. Nowa ja. Z moralnością
balansującą na granicy
normy. Stopniowo przekraczając barierę. Oto
mój obraz-
ważna i lepsza od wszystkich. Wypełniona
sylikonem.
Nie naturalna. Modna. Fajna. Żałośnie
wołająca o pomoc.
Zapomniałam o strunach i głośni. Głuchy
krzyk.
Czuję jak rozrywa mi płuca. Ukradli mi
pędzle.
Ale nowa skóra się sprawdza, nie pęka.
Scala wnętrzności.
Obrzydliwy obraz na pięknym płótnie.
Wyrzucę go w kąt.
Nie mogę na niego patrzeć. Niech osadzi się
na nim kurz.
Niech spleśnieje. Nie umiem malować.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.