Powrót
Pamiętam te dni
Gdy schronieniem była noc, moje sny
Pamiętam te dni
Gdy budziłem się, nie chciałem żyć
Na szczęście te dni odeszły w niepamięć
Robiąc przy tym niezłą życia zamieć
Teraz porządkuje szkody
Nie oczekując braw i nagrody
Byłem złym człowiekiem, co dzień się
bałem
Choć bardzo chciałem to mało spałem
Mnóstwo pomysłów w głowie mi się tliło
Nic nie zrobiłem wszystko na panewce się
spaliło
Tyle przyrzekania, obiecania i kręcenia
Zaufanie zgubione więc czas odrodzenia
Nie ważne to co było, robić muszę tak by
się to nie powtórzyło
Przeszłość zostawiam przeszłości
Przyszłość w opiekę przyszłości
Do mnie dziś należy
Problemy postanowiłem Bogu powierzyć
On przygotował dla mnie ścieszkę życia
Ode mnie zależy postawa, sposób bycia
Pewne sprawy muszę wziąć w swoje ręce
Jemu dobre uczynki i modlitwę słać będę w
podzięce
Za życie drugi czy też setny raz
darowane
Z nim życiowe pojedynki nie będą
przegrane
Ty czy ja możemy nazwać się panami
W rzeczywistości jesteśmy nicością, marnymi
życia ofiarami
Mów co chcesz, wierz w co chcesz
Ty decydujesz, ty najlepiej wiesz
Czego chcesz, do czego dążysz
Ale ufny jedynie w swoje siły szybko się
pogrążysz
Ja kiedyś Boga się wyparłem
W obrazy plułem, krzyżem rzucałem, z
diabłem pakt zawarłem
Wielki się czułem, innych wyśmiewałem
Czas tylko na rozrywkach spędzałem
Zanim się obejrzałem, przegrałem
Leżąc na ziemi, w górę patrzyłem i
płakałem
Chciałem przeprosić lecz nie umiałem
Dalej go o wszystko obwiniałem
Coraz więcej od życia chciałem
Bardziej zamknięty i nie osiągalny się
stałem
Dni były dla mnie męką, noce koszmarem
Chociaż się bałem, o pomoc go nie
wołałem
Ufny w własną siłę, z wiatrakami
walczyłem
Niszczyłem siebie, bliskich, wszystko wokół
niszczyłem
Zapatrzony w siebie, kreowałem obraz
wielkiego człowieka
Śmiejąc się z upadających nie wiedziałem że
wielkie dno mnie czeka
Nadciągało jak tajfun, który zmieść ma
wszystkie sny
Wielkie tsunami, które nie oszczędzi nic
Sam na siebie ściągnąłem wielki bicz
Na nic płacz, na nic lament sam zrobiłem
ten zamęt
Marzenia, plany, wielkie o przyszłości
sny
Szybko się rozpłynęły, gdzieś w oddal
popłynęły
Pozbawiony jakich kol wiek złudzeń
W głowie pustka, masa chorych wizji, myśli
o wódzie
Chciałem przestać, nie robić tego już
Z drugiej strony to napierało nie chciałem
cierpieć, wielki tchórz
Prosiłem Boga by zabrał mnie
Lecz ten nie słuchał w ogóle
Sam więc chciałem skrócić swoje męki, swoje
bóle
Drżenie rąk, nocne poty, biegunka, ostre
wymioty
Widzenie na jawie, wyrzuty sumienia,
narastające kłopoty
Nic to nie dało, zastanowienie nad sobą w
głowie zaświtało
Analiza wszystkiego co było, jak się
wszystko działo
Strat mnóstwu mnie sięgnęło, ale przecież
to nic straconego
Wszystko można zacząć od nowa budować
I choć do końca przeszłości nie mogę
wyprostować
Nie boję się dnia, nie boję się nocy
Nie wstydzę się rozmawiać z Bogiem,
dziękować, czasem prosić
Problemy mnie nie opuściły
Wręcz odwrotnie większe się stały, ale
wierzę że to co daje mi Pan jest na moje
siły
Nikt krzyża cięższego nieść nie może od
siebie
Gdy upadasz pod nim, pamiętaj że on
przyjdzie Ci w potrzebie
Wiara czyni cuda, wierzysz i chcesz a na
pewno się uda
Trzeba też włożyć w to mnóstwo siły
A bądź pewny, że kiedyś powiesz: Moje
marzenia się spełniły
W te najtrudniejsze dni , gdy wydaje Ci się
że zostałeś sam
I zadajesz pytanie:
Dlaczego opuściłeś mnie Panie
On odpowie Ci że w te trudne dni, cały czas
był przy tobie
Niósł Cię na rękach, byś poradził sobie
Ufaj mu, w zdrowiu czy w chorobie
W szczęściu i nieszczęściu on jest przy
Tobie
Mów bliskim jak bardzo ich kochasz, jak ich
potrzebujesz
Mów im wszystko co do nich czujesz
Jutro nie jest zagwarantowane nikomu
Nie zamykaj się na świat, nie siedź w
domu
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.