Powrót do Boga
Tchnienie wiara,
oddech nadzieja,
wytchnienie Miłości,
chichot i kaszel
w suchotach zachęta,
odchudzony asceta przyobleka skórę
Chrystusa na wieki wieków.
Jak powrócić czy na ośle,
może zakochać się w bliźnich z
zaczerwienionym od nadstawiania
policzkiem,
albo jak onanista wyznając miłość,
wychodowanej pleromie,
zapłodnionych, lepkich bytów.
Zapytałem Gnozigenerała, terrorystę i
partyzanta,
z mózgowych zwojów dołów i okopów,
które prześwitują promieniem przez czaszkę
na dziewięć metrów,
tam też mieszka praatom, śliwka bez
pestki,
dotyka terror rozgrzanego powietrza z
przeciągów,
a legion nie zna tabliczki mnożenia.
Nie rozerwałem płodu bys żył
nie zgniotłem głowy byś tył,
jak mielone w pęczniejącej kiszce.
Uwielbiam uduchowioną twarz
Gnozigenerała
gdy modli się Ojcze nasz
a płatki popiołu spajaja się na wietrze
w jedno wypalone ciało.
Jak i pan tak i sługa pożądają Miłości
Boga się boją kłamstw nie,
kto jest wrogiem ja, ty czy oni?
Na życzenie upadam,
zdarte kolano i płacz,
kolega z placu zabaw sypie piachem
skąd te plaże. morze, góry, niebo i
słońce.
Bóg wychodzi bez końca, nigdy nie wraca,
jesteśmy sami?
gra się nie kończy?
nie przegraliśmy?
ktoś widział sędziego?
Komentarze (1)
+ za własne przemyślenia.