POZA NAMIOTEM
cd.(na biwaku 2)
kiedy ciepły promyk słonka
pootwierał nam już oczy
jak na dłoni było widać
teren wokół przeuroczy
a Karolek w rzeczy samej
by nie chodzić gdzieś w maliny
na dzień cały zajął sobie
miejsce pobliskiej latryny
za to w dzień uwagę zwrócił
Czesio nieco niedomyty
kiedy szatki swoje zrzucił
widok był niesamowity
on to karma dla bakterii
pasożytów i wirusów
dodał nieco pikanterii
żółty widok środka uszu
ale Czesław coś się cieszy
ma zadowoloną minę
bo przy pierwszej swej kąpieli
znalazł swoją koszulinę
tą co zgubił na Wielkanoc
której szukał wszędzie chyba
ona była pod sweterkiem
tak to już u niego bywa
kiedy zaczął ściągać buty...
to nie buty, jej o rety !!!
tylko nieco zatwardziałe
z brudu wełniane skarpety
zleciały się wstrętne muchy
nad biwakiem nam wisiały
Czesiek-Karol, Karol – Czesiek
kogo wybrać nie wiedziały
widząc taka sytuację
żeńska część wspaniałej grupy
poszła w stronę paleniska
ugotować w kotle zupy
kiedy Cześ wszedł do jeziora
i zanurzył się po uszy
ryby same wypłynęły
jakby je karbidem głuszył
w taki oto sposób gładki
i bez specjalnego wkładu
ofiarował nam dodatek
nasz kolega do obiadu
w pełnym składzie po południu
zasiedliśmy do obiadu
smaczna zupka była z rybek
z odrobiną Cześka czadu
potem już się nic nie działo
leżeliśmy sobie “bykiem”
tyle opowiedzieć chciałem
biwakowym tym wierszykiem
Komentarze (2)
Czesio łobuz nieumyty, ale wierszyk znakomity...bo się
chichram, boki zrywam, z łez radości skroń
obmywam....świetnie, zabawnie z dużym poczuciem
humoru...jak również z nutą Czesława odoru-
hihi....pozdrawiam cieplutko:*
Śmieszne aż do bólu bo Czesia i Karolka nikt z Was nie
przyparł do muru a raczej do ucieczki .