Pożegnanie wiosny
Dedykuje kruczowłosej...
Dzień wstaje nowy i falują ptactwa
korowody
Zwierząt, robactwa chmara i wiosenna pani
wstaje sama
Z sennej pory zimy się narodził cud
prawdziwy
Kryształowa postać nad polaną wschodzi
To do życia kwiat najpiękniejszy się
narodzi
Cienia nie lubi, wręcz się nim brzydzi
W promieniach słońca skapana, w słońcu
piękno widzi
Kolorem tęczy różnobarwnej uśmiechnięta
Usta w maków płatki obrośnięte
Stopą bosą gdziekolwiek postanie tam
Trawa niewzruszona z kropelkami rosy
pozostaje
Dwoje oczu, dwoje pereł przypomina
Miodu łzy radości słodkie raz po razie
roni
Świat tak piękny i wspaniały chowa w swojej
dłoni
Bursztynowe kształty mgłą sukienki
otulone
To jak woda z szklanego dzbana
W przezroczyste ciało jest ubrana
Wieniec z gwiazd na głowie nosi
Srebrny księżyc zamiast złotej broszy
Motyl w włosach niczym wstążka
A na głowie sadza, smoła
Tak wygląda piękna kruczowłosa
Tak przechadza się dziewka wiosną
kwitnąca
Po marzeń łące, wśród kwiatów pąków i
promieni słońca
Wśród traw zieleni lśniąca się i skrząca
Lecz jakiś strach w sobie skrywa
Że na polanę nikt więcej nie przybywa
Znów samotność, zapomnienie
Któż przytuli ją w potrzebie
Skąd to wiem zapytasz, bo widziałem!
Jak się rodzi rok za rokiem z pierwszym
majem
Stoję w cieniu i oglądam w osłupieniu
Ja jej w smutkach niosę pocieszenie
Bo łatwiej na dwoje podzielić brzemię
Słońce mi wcale nie jest takie drogie
Lecz opór potrafię przełamać w sobie
Ją rozumiem i przychodzę do niej
Wprzód witając tymi słowy
Ja uściskam choć na chwilę
Jeśli sercu twemu będzie milej
Oprzyj o mnie twe lica spocone
Wytrzyj policzki łzami zroszone
Wyrzuć wszelkie smutki i wtul je we mnie
Mi i tak już więcej bólu nie przybędzie
Lecz gdy tylko jest bezpieczna
W mych ramionach sercu memu wdzięczna
Słońce się zapada, szybko, z nagła
Zaraz pokaże się pierwsza gwiazda
Niespodzianka! Znikło me widzenie!
Bo złe nocy nadchodzą cienie
Któż jest źródłem gniewu, złości!?
Kto w swym ciele zło ugościł!?
Wiatr posępny z drzewa liście rwie
Łzy się w oku kręcą niczym krople krwi
Po policzku bladą strugą spłyną
Żałość, rozpacz, nienawiści śpiew
Bezimienny, zapomniany taki jestem
Niepotrzebny, niekochany
Znów o honor walczyć muszę
O twą przyjaźń bardzo proszę
Cisza…
Głucho…
Cóż odpowie…
I czy wróci…
Nie!
Sam nie wierzę!
Że wiersz napisze jej w ofierze
Choćby jeszcze jeden
Więc…
Niech mi tylko przypomina
Marny we mnie poecina
Żeś tu zemną kiedyś była.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.