pragnę Cię
Ach!Gdyby tak spotkać Cię,choćby
przypadkiem,choćby na ulicy,
szepnąłbym Ci do ucha,że kocham,ciepłym
pocałunkiem otulił Twą szyję.
Wziąłbym Cię za rękę,nie słuchając
protestów,
zabrał do krainy,gdzie powietrzem jest
namietność.
Gdzie Adam nawołuje Ewę,zrozpaczony,nie
widząc ukochanej swej,
gdzie Ewa zwodzi go,by bardziej jeszcze
pragnął jej!
Moje dłonie zburzyłyby ład Twych
włosów,Twoje głaskały me ciało w dreszczach
skąpane,
spojrzałbym Ci w oczy,by zobaczyć walkę.
Walkę rozsądku z porządaniem,niepewności z
pragnieniem,
usta lekko rozchylone,błagające o
natchnienie.
Nasze ciała jak posąg,w jedno połączone,
kochające się dziko dwa ognie.
Zawstydzilibyśmy słońce swym żarem,
drzewa spalili na popioły i powietrze
rozgrzane.
Pieścilibyśmy swe ciała,bez opamiętania,
głodni,spragnieni rozkoszy,zapomnieni w
sztuce kochania.
Coraz głośniej i bliżej,tak blisko,jak może
być mężczyzna i kobieta,
coraz bardziej bez pamięci,w urywanych
oddechach.
A potem cicho...dwa ciała bosko
zmęczone,
w jednym łożu spoczną,by zasnąć przy
sobie.
Twoja głowa na mej piersi,moje dłonie Twą
nagą skórę gładzące,
nadal dreszczem usiane,wciąż bardzo
gorące.
Lecz obudzę się rano i puste będzie
łoże,
bo to sen,nie jawa,nigdy nie spotkamy się
nie zatracimy w sobie.
Nigdy nie ujrzę tych ust lekko
rozchylonych,
nigdy ich nie ucałuję,nie spalimy drzew na
popioły...
Adam nadal Ewę nawołuje i szuka
zmartwiony,
Ewa nadal płonąca pożądaniem,Kochanego
swego zwodzi...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.