Prawie jak baśń, czyli opowieść...
Baśń, ballada czy coś tam…
Za siedmioma lasami, za siedmioma
górami,
Mieszkał Troll Waldek z dwoma ojcami,
Obydwaj z krasnoludzkiego ludu
pochodzili,
I swego syna kłamstwem mamili,
Rzekli mu raz za młodu,
Jak wiesz synku my z dalekiego wschodu,
Tak więc wyróżniać się możesz,
Nie dziw się jak ktoś na nasz widok
krzyknie „O rzesz”,
Wśród ludu tubylczego,
Do tolerancji nieprzywykłego,
Spodziewaj się szyderstw wielu,
Jednak niech to nie zasłoni Twego życia
celu,
Zostania na Broadwayu śpiewaczem,
Ewentualnie w Londynie praczem..”,
Tak więc żył w miłości ów Waldemar,
U Żwirka i Muchomorka - jednej z
nietypowych par,
Nie wiedząc iż nie są oni jego ojcami,
Choć mu tak wmawiali, czasami,
Wiele lat życie płynęło im błogo w
lesie,
Aż dnia pewnego, widzi Waldek jak kilku
rycerzy coś niesie,
Zmierzają do jego chatki krokiem żwawym,
Jeden z nich ma jakiś papier w ręku
prawym,
Podeszli pod drzwi i zapukali,
Otworzył im Walduś, choć dla niego byli
mali,
Przestraszył się srodze,
Gdy powiedzieli, że do jego ojców są w
drodze,
Pokazali im nowo wydany „Edykt
Romana”,
”Gdzie jest ojciec tam ma być i
mama”,
Słysząc to przerazili się Żwirek i
Muchomorek,
Wiedząc, że stracą swego życia podpore,
Przerażonego Waldka rycerze do wozu
wsadzili,
I po drodze prawdę mu na wierzch
wyłożyli,
To że rodzice sięgają mu do pasa,
To nie jest wina diety
„Supermasa”,
Że nie są jego prawdziwymi ojcami,
Że w tym rodziny modelu, są ojczyzny
wrogami,
Że miłościwie panujące nam "kaczęta",
Zniszczą każdego Rydza oponenta,
Że czeka go teraz życie w Młodzieży
Wszechkrajowej,
Wobec wrogów wszechpotężnego Rydza siły
bojowej,
Jadąc tak dojechali do stolicy kraju -
Torunia,
Gdzie przywitał ich szyld - "Nasz wróg
Unia",
Tu Walduś dostał mundurek,
I zakaz używania szarych komórek,
Dostał też plan nauki,
W poniedziałek „do czego na paradach
są łuki”,
We wtorek „nauka o wielkości
Romana”,
W środę „Model rodziny dżentelmen i
dama”,
W czwartek patriotyzmu lekcje,
W piątek „Jak przeprowadzać heretyka
sekcje”,
A każdą sobotę i niedziele,
Spędzać będzie w kościele,
Waldemar jak i przed nim wielu,
Odkrył ze uczy się bez celu,
W gniewie zrzucił mundur z pleców,
I rzekł znajdę prawdziwych kumpli,
Nie nauki morderców,
Poszedł do baru strzelić kilka "kufli",
Spotkał tam dwie mile panie,
Które do siebie miały zamiłowanie,
Waldek juz zaprasza na kolacje,
Lecz panie się wybierały,
Na marsz na "orientację",
Na te słowa Waldek niczym Casanova,
W mig leci paniom adorować,
Lecz przed stadionem dziwnym trafem,
Grupa drechów wpadła w afekt,
Biedny Walduś za swą orientacje,
Musiał pilnie na operacje,
Poznając prawego życia normy,
Zapisał się do opozycyjnej "platformy",
Działając dłużej w opozycji,
Pewnego kaczora słuchał audycji,
Lecz zawsze marzył skrycie,
Dowiedzieć się kim są jego rodzice,
I w tym celu,
Odbywał podróży wielu,
Jak się pewnie domyślacie,
Znalazł ojca już na chacie,
Choć pojawił się jako upiór,
Czarną maskę i czarny miał ubiór,
I rzekł mu na powitanie,
„My name is Vader
And I Am Your father
Masz oczy po mamie,
Nos po dziadku,
A domek w spadku”
Słysząc to wszystko Waldek dostał
zawału,
I zdychał pomału,
Biorąc przykład z Wertera od Goethego,
Bohatera romantycznego.
H.K. i J.W.
Komentarze (1)
Hmm.. morał? No nie wiem sama jaki.. :P "Czas to
pieniądz? To kłamstwo! Za które ludzie płacą zawałem
serca." Chyba za dużo wrażeń jak na tak krótki okres
czasu dla Waldusia :P Początek mi się podoba, później
troszke tekst staje się chaotyczny i jakoś zchodzi z
tematu. Daje plusika bo wiem że jednak trzeba nad
czymś takimś posiedzieć, aby coś stworzyć.
Pozdrawiam:)