Prawo jazdy - duża odpowiedzialność
Ulica prosta, wieczór spokojny. Jedzie
Główną drogą, która go nie zawiedzie
Z podporządkowanej samochód się pojawia
Szok w oczach świadków się objawia
Zderzają się, metal zgrzyta hałaśliwie
On wyprzedza motor przeraźliwie
Ciało bezwładne, leci jak szmata
Ręka za nogą powietrze oplata
Leci, końca nie widać
Całe życie przed oczami śmiga
Widzi latarnie, chyba się zderzy
Przeraża się, nie chce w nią uderzyć
Ląduje obok słupa nogę sobię łamiąc
Leży, nic nie odczuwając
Nie ma bólu, szok nim włada
Chwila mija, palec może wznosić się i
opadać.
Czuje swoje rozerwane kości
Leży bezwładnie tak w swej samotności
Trochę później patrol przyjechał
On wycedza: „Sprawca odjechał.
Gońcie pomarańczową Skodę.”
Wnioski sami wyciągnijcie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.