Próba inwazji
Nadeszli od strony terminatora
dzielącego na wpół tarczę cel
stratosferyczne anioły w górnych
błyskach
skraju atmosfery spokojnej dotąd
mamiącej
letnim kisielem globalnego
zza warstwy metanu żołądkowego
cierpliwych
krów wielkookich kochanek i matek
ojców fabrycznymi fallusami
plującymi w niebo
ocieplinki chmur zmienili w worki pełne
kryształów na wzór gwiazd
skąd przybywają
desant
w kamuflażach o wzorach z fraktali
spoglądałem w okno przypadkiem
kiedy nadciągali
spożywałem jajecznicę
ale jaja
poślednie od kur niezbyt wolnego wybiegu
co nasuwało mi myśli wspomnienia
o miłościach niedokonanych
czasu przeszłego kiedy to
na śniegu rozkopanym niezbornym
kotłowaniem i zdzieraniem szat
sięgaliśmy w głąb po nie swoje
jak po własne
teraz nazywam to hartem ducha i ciał
a oni właśnie lądowali forpocztą
natychmiast zacząłem niespokojnie
rozglądać się przeszukując
geografię pamięci wybiórczo w nadziei
na powtórkę zamierzchłego stycznia
niestety
miast opaść upadli
zamieniając pierzaste skrzydła
w rozpaćkane błoto
przezwyciężyliśmy inwazję
chyba
Komentarze (15)
Ot co, taka przyrodnicza ironia.
Brzmi jak poetycka parafraza "Powrotu z gwiazd" Lema
prześledziłam i... zdecydowanie druga część wiersza
(dla mnie) jest lepsza.
Wiesz Jurek, czesto takie wiersze muszę czytac wiele
razy zanim wszystko ogarnę.
Różne obrazowanie - jutro jeszcze prześledzę. Ze mnie
taki typ co rankiem lepiej kontaktuje.
Nie przepadam za patosem, a więc i przy poważnych
tematach ironizuję.
Tu masz zderzenie różnego rodzaju obrazowania plus
przymrużenie oka.
:))no widzisz, a ja o ufo:)) Pociecha, że tez z nieba.
Mam nadzieję, ze się nie gniewasz, że nie podeszłam
powaznie.
aaa... jest to niezborne kotłowanie i zdzieranie szat
- tu wiedziałam o co chodzi, ale brzmi dla mnie
'jajcarsko' i to, ze ten styczeń mogłby się powtórzyc
tez wyczytałam. Teraz wiem szczegółowo co i jak.
Dziekuję. Na ósmym pietrze przeczytam juz jutro, tzn.
dziś, ale wieczorem.
Za bardzo, moim zdaniem, zakręciłeś, np. czwarty wers
pierwszej.
Wiesz, ja też najbardziej lubię wiosnę. Choć taką
pogodę jak dziś u mnie była również. Śnieg i minus
trzy, a ja w lesie. Dwie godziny wędrowałam. U mnie
tez nie bywa duzo śniegu, mieszkam naprzeciwko:))) w
Szczecinie.
Poprzedni bardziej do mnie trafił:)
Dobrej nocy.
Długi i ciekawy :) Podoba mi się :) Pozdrawiam
serdecznie +++
No to i ja mam trochę bardziej transparentny obraz...
Dobrej nocy życzę.
Podziel przez trzy.
zaczynam czytać
o matko, ile napisałeś:)
Bez tego ABC, bo wtedy przenosi na stronę główną.
http://www.osme-pietro.pl/wiersze-biale-i-wolne-f10/ab
c-wybranych-zjawisk-metameteorologicznych-t18455.html?
hilit=ABC
Ten chyba działa.
No nie, nie planowalem tak powielać.
He he, cii_sza, zapomniałaś o śniegu.
To śnieg tutaj jest głównym bohaterem.
Śnieg, którego każdej zimy jest coraz mniej, a
niedługo może będzie go tyle co na lekarstwo dla duszy
peela, który na białym puchu uprawiał miłość w
zamierzchłym styczniu.
Tak jest przynajmniej tu gdzie mieszkam, nad morzem.
Może ostatnio, o dziwo, trochę go spadło. Wiersz ma
wydźwięk zarówno ironiczny, jak i katastroficzny,
poruszając problem globalnego ocieplenia. Gazy
cieplarniane. Dwutlenek węgla emitowany przez przemysł
i motoryzację. Metan. Nawet nie wyobrażasz sobie jak
wiele metanu produkują hodowle krów. Te przeżuwacze o
wielu żołądkach to istne fabryki metanu wyrzucanego do
atmosfery.
Kiedyś oglądałem hollywoodzką produkcję Pojutrze. Tam
globalne ocieplenie doprowadziło do gwałtownych opadów
śniegu, a potem nagłego zlodowacenia z powodu
zakłócenia ciepłych prądów oceanicznych roztapiającym
się lodowcem.
Kiedy piszę wiersz, to faktycznie myśli mi biegają na
różne strony. A wtedy mam wiele tematów w jednym,
dzięki metaforom.
Tym razem inwazja białych aniołów nie powiodła się.
Śnieg ledwo opadł stopniał.
Za ciepło. A przecież pamiętam jak o podobnej porze
roku przedzierałem się przez zaspy. Jak biegałem z
innymi dziećmi po skutej lodem Zatoce Gdańskiej. Jak
kochałem się, wreszcie, na śniegu. Oczywiście, wcale
nie marzę o lodowcu. Wolę wiosnę.
Podrzucam ci link do innego wiersza z
metameteorologicznego cyklu.
He he, cii_sza, zapomniałaś o śniegu.
To śnieg tutaj jest głównym bohaterem.
Śnieg, którego każdej zimy jest coraz mniej, a
niedługo może będzie go tyle co na lekarstwo dla duszy
peela, który na białym puchu uprawiał miłość w
zamierzchłym styczniu.
Tak jest przynajmniej tu gdzie mieszkam, nad morzem.
Może ostatnio, o dziwo, trochę go spadło. Wiersz ma
wydźwięk zarówno ironiczny, jak i katastroficzny,
poruszając problem globalnego ocieplenia. Gazy
cieplarniane. Dwutlenek węgla emitowany przez przemysł
i motoryzację. Metan. Nawet nie wyobrażasz sobie jak
wiele metanu produkują hodowle krów. Te przeżuwacze o
wielu żołądkach to istne fabryki metanu wyrzucanego do
atmosfery.
Kiedyś oglądałem hollywoodzką produkcję Pojutrze. Tam
globalne ocieplenie doprowadziło do gwałtownych opadów
śniegu, a potem nagłego zlodowacenia z powodu
zakłócenia ciepłych prądów oceanicznych roztapiającym
się lodowcem.
Kiedy piszę wiersz, to faktycznie myśli mi biegają na
różne strony. A wtedy mam wiele tematów w jednym,
dzięki metaforom.
Tym razem inwazja białych aniołów nie powiodła się.
Śnieg ledwo opadł stopniał.
Za ciepło. A przecież pamiętam jak o podobnej porze
roku przedzierałem się przez zaspy. Jak biegałem z
innymi dziećmi po skutej lodem Zatoce Gdańskiej. Jak
kochałem się, wreszcie, na śniegu. Oczywiście, wcale
nie marzę o lodowcu. Wolę wiosnę.
Podrzucam ci link do innego wiersza z
metameteorologicznego cyklu.
He he, cii_sza, zapomniałaś o śniegu.
To śnieg tutaj jest głównym bohaterem.
Śnieg, którego każdej zimy jest coraz mniej, a
niedługo może będzie go tyle co na lekarstwo dla duszy
peela, który na białym puchu uprawiał miłość w
zamierzchłym styczniu.
Tak jest przynajmniej tu gdzie mieszkam, nad morzem.
Może ostatnio, o dziwo, trochę go spadło. Wiersz ma
wydźwięk zarówno ironiczny, jak i katastroficzny,
poruszając problem globalnego ocieplenia. Gazy
cieplarniane. Dwutlenek węgla emitowany przez przemysł
i motoryzację. Metan. Nawet nie wyobrażasz sobie jak
wiele metanu produkują hodowle krów. Te przeżuwacze o
wielu żołądkach to istne fabryki metanu wyrzucanego do
atmosfery.
Kiedyś oglądałem hollywoodzką produkcję Pojutrze. Tam
globalne ocieplenie doprowadziło do gwałtownych opadów
śniegu, a potem nagłego zlodowacenia z powodu
zakłócenia ciepłych prądów oceanicznych roztapiającym
się lodowcem.
Kiedy piszę wiersz, to faktycznie myśli mi biegają na
różne strony. A wtedy mam wiele tematów w jednym,
dzięki metaforom.
Tym razem inwazja białych aniołów nie powiodła się.
Śnieg ledwo opadł stopniał.
Za ciepło. A przecież pamiętam jak o podobnej porze
roku przedzierałem się przez zaspy. Jak biegałem z
innymi dziećmi po skutej lodem Zatoce Gdańskiej. Jak
kochałem się, wreszcie, na śniegu. Oczywiście, wcale
nie marzę o lodowcu. Wolę wiosnę.
Podrzucam ci link do innego wiersza z
metameteorologicznego cyklu.
http://www.osme-pietro.pl/post161718.html#p161718
W sumie to nie wiem jak mam odbierać ten tekst
i boję się pisać!!!:)))
bo mnie się zdaje, że to jakby jakies jaja - a
nawiasem, ten myk w wierszu z jajami - świetny:)
Czytam cholera i czytam, i myslę: Co On do mnie do
jasnej anielki gada?
Jakby na pograniczu science fiction, ufo nie ufo?
Cholera wie, co poeta miał na myśli;)
ale po tej jajecznicy jakos tak bardziej domowo się
zrobiło i nawet poszłam tropem stycznia stanu
wojennego. Gdzież ja nie byłam, zeby wiersz
rozszyfrować:)
cos z polityką? czy jednak ufo?:)))
Przepraszam, nie mam sił. Elektrokardiograf mnie
wykończył, poprawiałam w swoim. Było nielogicznie.
Wrócę, bo jestem ciekawa czy i co odpiszesz na me
szalone wymysły, a może ktos pojawi się, kto zajarzy:)
Miłych snów, albo nocy nieprzespanej, czego sobie
zyczysz, tego Ci ci_sza życzy serdecznie:)