Prometeusz (ogień pogardy)
Poszedłem w góry niosąc swe popioły.
Schodzę w doliny przynosząc ogień.
Myśl jak latarnia mi przyświeca:
Szukam człowieka!
Szukałem braci, ludzi wielkiej tęsknoty;
Znalazłem wrogów, lecz cóż mi po tym!
Nie walczę o prawdę.
Nie walczę o rację…
Gdy nikt nie ma racji, to każdy ma
racje…
Walczę o moją sprawę, co sprawi,
Że umysł przetrawi myśl, co go
trawi…
Niech idea ta się ziści!
Chcąc wykraść cząstkę nieba,
Wyzwoliłem myśli.
Mój umysł jest jak glina-umysł mój jak
glina
podatny na wpływy.
Niech ręka formuje, pieści,
kreuje…
Bo to umysł żywy.
Kształtowany.
Twój umysł jest jak drewno-
niereformowalny.
W twojej głowie wyciosany
krzyż drewniany.
Raz ukształtowany.
Przynoszę ogień, w którym rozstrzyga się
racja:
Co ciebie zabija, to mnie wzmacnia!
Komentarze (1)
Kawał dobrej poezji. Bardzo fajnie napisane, świetnie
zrymowane.