Proporcje
Błądzący między ziemią a niebem
pełznę przez dni egzystencji lichej,
karmić somę usiłując chlebem
i godnej szukając strawy dla psyche.
Coraz większego z duszą mam zgryza.
Ciało przy ziemi snuję, jak trzeba,
a psyche trudno utrzymać w ryzach!
Ciągle wyrywa mi się do nieba.
Nie wiedzieć czemu wciąż trwam w
rozkroku
na szwank narażając swe spodnie.
Przyczyna nie tkwi w bielmie na oku,
ani w tym, że mi tak jest wygodnie.
Więcej mnie w ciele, czy może w duszy?
Ot, wymyśliłem sobie dylemat.
Łatwiej jest tyczką ziemię poruszyć,
niż siebie w jakiś wpakować schemat.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.