Proza, w której żyją motyle
W tej prozie przemycę wiersz? Piękny jak
dłonie mojej matki, która gaśnie. Układa je
na piersiach; coraz zachłanniej chwyta
oddech. Kiedyś jej dłonie haftowały
kwiatowe motywy - do dzisiaj,
wykrochmalone, barwią kawowe stoliki. W tej
prozie mówię o genach i gestach we mnie, w
mojej siostrze. Wiodą do ojca, który
śmiechem odczyniał gaśnięcie:
- Panie Eugeniuszu, niech pan spojrzy na
mnie. - błagał lekarz.
- Nie gustuję w mężczyznach, doktorze. -
Wyrywał cewnik i cichł.
Geny ojca, to długie rozmowy z nieznajomymi
na przystankach, to śmiech w puentach
dowcipów, kiedy boli. Metoda znieczulania
struktur nerwowych, kiedy żebrowa rwa
skraca oddech, a śmiech sprawia, że zbiera
się dowody na istnienie życia,
pojemniejszego od klatki… na tej planecie
pełnej genów i niepowtarzalności.
Usta matki układają się w słowa bez
dźwięków. Czytamy z ruchu warg, że “ładna
sukienka”. W motyle (passe w poezji), w
kolorach, które wciąż kocha - żółcienie
wypełnione słońcem; czerwień, jak tętnicza
krew, tłocząca tlen w zakamarki prywatnego
kosmosu.
Packą zabijam muchy - siadają na dłoniach
matki, lgną do ciepła.
Siostra pokazuje zdjęcia na smartfonie.
Matka poznaje prawnuczkę - świadectwo
przedłużenia gatunku człowieka
śmiertelnego, zdumionego, że kiedyś… I
trzeba to oswoić, najlepiej żartem, że
ziemi nie wolno przeludnić, bo nie
udźwignie takiego balastu.
Albo: - Dlaczego nie ja? Ktoś inny?
Łyżeczką dozujemy zblendowany niedzielny
rosół z makaronem:
- Chcę chleba. - piszą bezgłośnie wargi. I
co z tym zrobić…? Mogę jedynie zagadać ten
kęs w prozie, w której nie wiem jak
przemycić wiersz. Może o jej kruczoczarnym
warkoczu, długim i grubym, tym ze zdjęcia.
Matka matki płakała, kiedy opadł na
posadzkę w zakładzie fryzjerskim.
Poprawiam grzywkę - jej i moją.
Mam w genach włosy ojca - nie chcą siwieć,
zbierają pojedyncze sreberka i są odporne
na zęby grzebieni i czasu. Niepokorne,
krnąbrne.
Pogłaskałam ojca po włosach, kiedy
seledynowy parawan odgrodził go od świata.
Ależ gorące miał czoło! Aż trudno
uwierzyć!
**
Warkocz mojej matki
Siwizna mojej matki
Dłonie młodsze od niej
I chleb którego nie przełknie
Chleb który przegadam
Zaśmieję żartami ojca
Pogłaszczę włosy
Przygładzę sukienkę
W kolorach które matka
Tak kocha
***
Podobno umrę “w biegu”, wyprzedzając strach
i chleb nie do przełknięcia.
Ciągnę siostrę za łokieć - Chodź, ty z
włosami matki; ty, która ukrywasz przed
nią, że omijasz rozpędzoną ciężarówkę,
która właśnie rozjechała twoje trzydzieści
cztery lata bycia żoną. Powiozła “kochanego
zięcia” w ramiona obcej kobiety - z genami
innej matki, innego ojca.
- Chodź ze mną; nie spacerem; potrafię
tylko biegiem, obcasami o chodnik
zagłuszać…
Wiem, przegadałam tę prozę; na śmierć
zagadałam
przyczajoną, niezłomną jak wola trwania,
śmierć.
Komentarze (41)
Dziekuję Wszystkim za dobre, więc najważniejsze gesty.
najsilniejszym*
|*|Dzielę z Tobą Twój smutek:(
Bądž silna, tą siłą, która nawet najsilniejszymi jest
potrzebna, w takich właśnie chwilach.
Pozdrawiam.
[*]
Przyjmij moje kondolencje Elu.
Wyrazy współczucia :(
Moje kondolencje.
Elu, przytulam...lacze ciche wyrazy wspolczucia.
moje kondolencje Elu
Z wyrazami współczucia.
Elu współczuję :(
Trzymaj się, nie umiem znaleźć właściwych słów, może
tylko spróbuj być dzielna.
Pozdrawiam bardzo ciepło!
wyrazy współczucia Elu :(((
Odeszła dzisiaj wczesnie rano... :(
Cudownie! Proza, a tyle w niej poezji. Pozdrawiam
serdecznie.
To jest rewelacyjne, bardzo pomysłowe, pozdrawiam
serdecznie :)
No cóż, Loko. Tak juz jest.
Dziękuje bardzo.