Próżnia...
Ulice bezimienne
Krzyczą pustymi nazwami
Ludzie o pokerowych twarzach
Niewzruszeniem zamaskowani
Stoję, obserwuję w cichych bramach
Wyglądam z okien o płaczliwych barwach
Doglądam szeptem kołyszące się huśtawki
W jednostajnych sennych miastach
Spoglądam na dzieła brudnych rąk
Analizuję wymysły szczekających twarzy
Szukam sensu, zbieram siły by co dzień
Oddychać gaszona przez przyziemne sprawy
Nowy dzień otwieram pod powiekami
Ma twarz pusta bezimienna i blada
Zaciągam się oddechem miasta
Maskuje się wśród zjednoczonego pustką
stada
Komentarze (2)
Niestety tak to w większości wygląda. Codzienność i
przyziemność nas zabija. Bedąc częścią "zjednoczonego
stada" pozbyamy się myślenia i indywidualności. Może
brakuje nam czasem odwagi, żeby to przerwać? Pod prąd
jest trudniej, ale nagroda lepiej smakuje.
Ciekawy wiersz. Jakbym widziała to Twoje miasto i
rzeczywistość.
Aż smutne, że tak widziśż swój świat, ale wiersz
zasługuje na swoją uwagę- jest na prawdę zmuszający do
myślenia