przedzimie...
Nagość konarów chłód zębem gryzie,
zlizując szronu szklistą powłokę.
Łapie za ogon, siedzącą z cicha
w wielkiej zadumie zziębniętą srokę
która, by lepiej wyciągać wnioski
z tego co było i co też będzie,
wchodzi o świcie na czubek drzewa
i obserwuje świat w jego pędzie.
Zima na progu czyści kozaki,
odkurza futro stare, zliniałe.
Mole je wzięły w swoje obroty,
pozostawiając ubytki trwałe.
Już wydziergała mufkę na dłonie,
szalik i czapkę z wełny owieczek,
których po niebie stado za wiatru
opowieściami z wolna się wlecze.
Czas srogiej bieli i wyciszenia,
dymu z kominka i długich nocy.
Pora relaksu i ukojenia,
gdyż już za moment śnieg sypnie w oczy.
Komentarze (22)
wstrzeliłaś się- w nocy spadł śnieg.
Pięknie i pooetycko o przedzimowych zmianach w
przyrodzie... Pozdrawiam.
Piękny wiersz.
Czas jest bezwzględny. Znowu podsuwa nam swój punkt
widzenia.
Serdecznie pozdrawiam :)
Człowiek nie musi wchodzić na szczyt drzewa, aby móc
wyciągać wnioski. Ale w odniesieniu do niszczenia
środowiska nie robi tego.
Udany wiersz Stefi.
Moc wtorkowych serdeczności. :)
...dziękuję panom za miłe komentarze; dobrej nocy obu
wam życzę:))
Miły. Idzie zima. Ja jednak z tą przedzimową porą mam
nieco milsze skojarzenia (zapraszam).
Wiersz tak bardzo na czasie.