Przemiana
Słońce zmierza za horyzont
Patrzę za nim tęsknym wzrokiem,
chciałbym chmurką być na niebie,
jasnym, chciałbym być obłokiem.
Siłą wiatru popychany
w stronę słońca zawsze płynąć,
jego ciepłem ogrzewany
w mroku nigdy nie zaginąć.
Słońce zajdzie za horyzont,
mrok spowije świata stronę,
gdy spoczywam tęskniąc w ciszy
ono pędzi niestrudzone.
Jego blask rozświetla ziemię,
jego żar ja w sercu noszę,
rano widzę jak mrok dnieje,
w myślach o dzień ładny proszę.
Kiedyś pójdę słońca śladem,
zamykając swe powieki,
ono wstanie jak co rano,
ja zostanę tam na wieki.
Dzień którego nie spamiętam,
noc co w dzień się przeistoczy,
cud, na który wciąż czekałem
już nie ujrzą tęskne oczy.
Komentarze (8)
smutny ale pięknie napisany wiersz
"jego żar w swym sercu noszę" tak sobie czytam na
własny użytek
pozdrawiam serdecznie
Wszyscy w tym kierunku podążamy a- - pięknie napisany
na ten trudny temat....
pozdrawiam:-)
wszystkich nas to czeka...
pięknie napisane...
pozdrawiam miło:)
Bardzo malowniczy obraz śmierci.
Przekonuje mnie :)
Rodzimy się z jej datą.
Nie unikniemy przeznaczenia.
Wiersz piękny.
Nadejdzie moment, kiedy trzeba będzie odejść. Kiedy
miałem 20 lat przerażało mnie to. Kiedy miałem 40 lat
pogodziłem się z tym. Teraz, po sześćdziesiątce czekam
z ciekawością.
Mimo wszystko, tak przyjaźnie o końcówce życia.
Zastanawiam się, czy w pewnym wieku już tak mamy, że o
śmierci myślimy?
Pozdrawiam i peelowi życzę 100 lat
to droga raczej cienia śladem...