Przepaść mego losu, Twymi...
Bo niekiedy strach przed staniem się nikim popycha nas do człowieczeństwa.
Spadając w otchłań losu
przystań na chwile
przypatrz się na ściany jaskini
przejdź po marmurowym chodniku
barwą Twego ciała namaluj obraz
oddziel dzień od nocy
Hebanowe kształty poświaty
poprowadzą wędrowców na salony
wielcy królowie tamtych lat
w tangu wspominają swe święte czasy
kaptury skrywają ich myśli i pragnienia
stopy nagie błądzą wśród ofiar ich lat
Podąż za nimi wędrowcze
niech droga Twa będzie ich losem
poprowadzą Cię na zamki rozpaczy
cień Twej głowy spocznie obok tysięcy
nie odnajdzie jej wielki marzyciel
znikniesz w ich planie niedorzecznym
Młoda malarko o hebanowej skórze
pochwyć mą rękę gdy będę spadał
nie pozwól królom odnaleźć mej głowy
ich macki zmącą mój umysł
nie pozwól im zabić w nim woli
jedynego duszy pragnienia
by tylko w twych ramionach
szukać swego spełnienia
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.