Prześwity
Największe są zapewne przed świtem,
kiedy pamiętam przez chwilę sen,
zanim zapadnę w drugi.
Niejasne wołanie,
przyciszony blask twarzy
współpasażerów z przedziału
pociągu pędzącego wzwyż karkołomnych
chwil.
I monotonia ciągłych zmian,
gdy już mi wszystko dynda i przyznaję,
że się śni,
a przedział jest windą.
Bo tam,
w szparach nie ma nic.
Co najwyżej Szatan i Bóg
odgrywają adwersarzy.
Omijam ich, pędząc,
wciąż marzę,
że mój świat jest właśnie
pomiędzy.
Komentarze (8)
Jurku, moje maile zostają bez odpowiedzi... "monotonia
ciągłych zmian"...
Przedszkolaku, ale z ciebie przedszkolak.
Oczywiście, że Szatan.
Diabły to tylko podwykonawcy pośledniejszego gatunku.
Ot takie wcielenia zła.
A Szatan to osobowość. Prometeusz.
Diabeł i Bóg jeśli już.
Szatan- nim mordy nie wycieraj.
prześwity - jasność spojrzenia, zanim zaczniemy
kolejny sen życia. Zanim wpadniemy w następne
złudzenie
i znów jakby nie do końca określeni, ani święci, ani
całkiem źli - czasem tacy nijacy. A czasem nam się
wydaje i nie przyznajemy się przed sobą, w którą
stronę nam bliżej.
Jak zwykle wpadłam w dół interpretacyjny. Coś chyba
nie do końca tak, ale nie mam sił dziś mysleć. Zwoje
wyczerpane.
Danusiu, a czemu do niej nie napiszesz?
Deklarowała się jako Twoja przyjaciółka.
Ja rozmawiałem z nią mailem dopiero co.
Była nieco zdziwiona, że po długim czasie.
Ale czas odgrywa rolę drugorzędną, według mnie.
Pamięć się liczy. A ja pamiętam Rudą i nigdy nie
zapomnę.
lubię u Ciebie pobyć:)
Monotonia nie jest fajna, więc pędzić trzeba, dopóki
wystarczy sił:).
Jurku, a co z Ginger? Nic o niej nie wiem, a Ty też
już o niej nie wspominasz...
Bardzo ładny wiersz.