Przez miasto dookoła życia
Tup, tup zmęczonymi butami
o trawy kamiennej dywany
wystukuj rankiem ból tętna,
szuraniem wplataj go w bramy,
płyń drogą mleczną chodników
skręcając kostki i zmysły,
wlecz swoje sny niedośnione
przez szklane przystanków obczyzny,
wyziewuj kłęby znużenia
z trzewi, co ciszą zarosły,
lękliwie omijaj deszcze,
latarnie, piątki i wiosny,
niech róża wiatrów uliczna
czerwienią oczu nie łaje,
goń własną katastrofę
śródmiejski magellanie.
Komentarze (5)
i mnie sie ten wiersz bardzo spodobał...jest prosty a
jakże dosadny.... nie znam sie na krytyce od strony
technicznej, wiec nie będę "omawiać" w tym
kierunku....zrobił na mnie wrażenie i tyle.....
To raczej droga życiowa, ale pełna prawdy... beż
wygładzeń, kanciasta, dlatego interesująca...
Pięknie intuicją pracujesz Dobry wiersz podoba mi się
jest pulsem serca i jego sprawozdaniem wzrusza
Skądś cię znam po tym niku. Świetny wiersz, pisz
więcej takich. Wspaniale oddana jakby droga do pracy o
poranku. Metaforycznie, ale bez przesady.
Bomba.... kto nie czytał ten trąba....gdzieś się
ukrywał, czemu nie ma Cię na blogu?