Przychodzisz,odchodzisz...
Powoli budzisz
me stęsknione
ciało
z letargu,
wskrzeszasz
wyczerpaną duszę
i kochasz,
tak jak kiedyś.
Powtarzasz
zdanie po zdaniu
słowo po słowie,
sylabę po sylabie,
ile dla Ciebie
znaczą
moje uczucia i myśli.
Wierzę Ci
tak jak
Ikar wierzył
w doskonałość
swoich skrzydeł.
Tak jak on
dumnie
wznoszę się w górę,
podziwiam naszą
piękną i drogocenną
miłość.
Upajam się
Tobą,
sobą,
nami...
I tak jak on
nagle,
bez uprzedzenia
i przygotowania
spadam
w dół,
bo wzbiłam się
za wysoko.
Chciałam
mieć za dużo,
nie pomyślałam
o konsekwencjach.
Spadając na ziemię
rozbijam
nadzieję i wiarę.
Roztrzeskując się
powracam
do rzeczywistości,
która
znów bez Ciebie
wydaje mi się
ciemniejsza
od nocy,
głębsza
od oceanu,
nieprzejednana
i beznamiętna.
Komentarze (2)
A jak dl amnie kawa na lawe...zbyt duzo powiedziane
cos co mogloby byc sprytnie ukryte,mimo to tresc
ciekawa.
Dobre porównanie, podoba mi się, jest fajny.
Pozdrawiam