Przygody dzieci z...
W najbliższych dniach nie będzie bajek, by jedni mogli odpocząć, inni stęsknić się.
"Przygody dzieci z Autlandii- Spotkanie z
dr Puli-m".
20.10.2016r. czwartek 11:30:00
Klamka zapadła, rodzice jak to rodzice
martwią się o swoje dzieci, ale w Autlandii
rodzice są pełni entuzjazmu, wszakże sami
swoje przygody z Balonikowym Króliczkiem
przeżyli. Stąd też bez wahania jednogłośnie
zgodzili się, by na czas najbliższych
wakacji cała niemalże Autlandia opustoszała
i niemalże wszystkie dzieciaki udały się na
wielką przygodę. Te najmniejsze i te już
prawie dorosłe, które kiedyś przeżyli już
przygodę pozostali, a cała reszta
intensywnie zajęła się przygotowaniami.
Zorganizowano zebrania, na których dzielono
się co kto ma zabrać, by niektórych
przedmiotów nie transportować niepotrzebnie
w nadmiernych ilościach. Zwłaszcza, jeżeli
w to miejsce można było zabrać coś zupełnie
innego lub pozostawić miejsce na skarby
zebrane już w trakcie przygód.
W Czasie, gdy niemalże zajmowali się
przygotowaniami, to wtedy Balonikowy
Wieszcz skontaktował się z ciemną głową
kryształową, by zobaczyć, którędy dzieci
myśli płynął, chciał tak jakoś zaplanować
lekko i ukierunkować początek podróży, by
nie iść całkiem na przypadek i chociaż
trochę zahaczyć o marzenia dzieci. Zdziwiło
go bardzo to, że wszyscy w różny sposób,
ale myślą o statku, o podróży na nim, a
także by poznać dr Puli, o którym im
opowiadał, którego historie poznawali w
Internecie, w szkole, a także w dostępnych,
publikowanych przez samego dr Puli
materiałach. Wtedy to przypomniał sobie, że
zapraszał i potomek słynnego doktora
Dolittle miał odwiedzić Autlandię I
spoglądają w ową, kryształową głowę
próbował zlokalizować, gdzie obecnie jest
ów wielki uczony podróżnik. Po pewnym
czasie dostał informację od samego
zainteresowanego, który dostał cynk, przez
Jasne odbicie ciemnej głowy, że Króliczek
próbuje go zlokalizować. Chwilę nawet
porozmawiali za pomocą tego pochodzącego z
przyszłości środka komunikacji. Umówili
się, w które miejsce dzieci z Autlandii
udadzą się wraz z swym podróżnikiem i w
jaki sposób później dostaną się na ogromny
statek dr Puli.
Kolejnego dnia spoza mgły kłębów wyłoniła
się dzieci zwarta zgraja i udali się w
stronę katapultujących dębów. Minęły
poranne godziny wędrówki, każdy zjadał
jedzenie ze swej bagażówki, gdy dotarli do
owych drzew. Największy z nich zaszumiał i
zapytał, dzieci, dzieci, czy chcecie złapać
przygodę, która ponad nami leci? Wszyscy
zafascynowani, że mogą z tym dębem
rozmawiać krzykami i radosnymi podskokami
oznajmiali, że tak. Wtedy każde z drzew
oprócz tego największego pochyliło się, że
na każde wsiadło jedno dziecko, A
balonikowy Króliczek sprawnie niczym małpka
ku zdziwieniu oraz uciesze wszystkich
dzieci wspiął się wraz z swym bagażem na te
największe z nich. Wtedy jeszcze raz, tym
razem już wszystkie drzewa naciągnęły się
ku ziemi w mgnieniu oka wyprostowały się
katapultując wszystkich wysoko, wysoko
ponad ziemię, ponad chmury. W powietrzu
dzieci chwyciły się za ręce, a Balonikowy
Króliczek spokojnie do nich mówił, nic się
nie bójcie, nic nikomu się nie stanie.
Lecieli tak dłuższą chwilę, gdy zaczęli
powoli grawitacyjnie opadać. Po drodze
zdążyli od góry przyglądać się niezwykłej
piramidzie, które dotychczas znali z
książek i filmów podróżniczych. Po chwili
mijały ich ptaków stada, latające różne
maszyny, helikoptery, lądujące lub
startujące samoloty, a także statki
kosmiczne. Minęło jeszcze kilka
szczęśliwych chwil, gdy tempo opadania
przyspieszało, po chwili żadne dziecko
drugiego za rękę trzymać nie zdołało.
Wszyscy po kolei wpadli do tunelu
czasoprzestrzennego i wirowali czasami
ocierając się o brzegi miodem kuszące.
Jedno rezolutne dziecko nawet miodu
skosztowało, wtedy też jakieś coś dzieci
hamowało i po chwili wszyscy się zatrzymali
stojąc na wielkiej zielonej plaży, skądś
dobiegał szum morza lub oceanu, ale nie
było go w ogóle widać. W lekkim powiewie
można było wyczuć nadmorską bryzę, był to
znak dla wytrawnego podróżnika, jakim był
Króliczek i wskazał dzieciom kierunek, w
który muszą iść. Dzieci zaczęły znów
maszerować i między sobą opowiadać co
widziały, co przeżyły i jak to możliwe, że
w tej dziwnej rurze na ściankach spływał
miód, ale taki niezwykły, bo złoto różowy.
Minęło znów kilka chwil, gdy można
zauważyć, że nagle z przestrzeni
niemierzalnej, na której nic nie było widać
prócz zielonej plaży pod nogami wyłoniło
się coś jakby stworzone z błękitu. Tutaj u
progu samotnie stojącego szczytu zrobiono
sobie przerwę, ich przewodnik wiedział,
dzieci jeszcze nie, ale to tu jest umówione
miejsce, to tam mają zacząć spełniać się
ich marzenia. Wszyscy spokojnie
odpoczywali, spali, jedli, gadali, co kto
chciał. Gdy już zaczęło zmierzchać
nadleciał gadający, fruwający żółto zielony
delfin. Dzieci jedne drugich pobudziły, a
te co gawędziły zafascynowane się
przyglądali. Delfin stanął na ogonie, był
tak ogromny, że czubkiem nosa dosięgał
szczytu tej skały, co tutaj samotnie stała.
Skała w wielką karetę się zmieniła,
Balonikowy podróżnik, kazał dzieciom
spokojnie wsiadać, dla każdego było
miejsce, a on sam usiadł na grzbiecie
Delfina by z nim w drodze troszkę
porozmawiać, znał nie wiedzieć nawet skąd
język delfini. Po chwili kareta z dziećmi
ciągnięta przez delfina uniosła się ponad
zieloną plażę, która w świetle zachodzącego
słońca zaczęła się pastelowo mienić. Dzieci
oniemiały z zachwytu, gdyż po chwili
znajdowali się ponad wodami oceanu. Noc,
księżyc i gwiazdy pięknie niebo zdobiły,
podróż trwała. Nad ranem delfin do wody
zanurkował, z karety zrobiła się amfibia, a
Balonikowy Króliczek przeszedł po grzbiecie
delfina do karety do dzieci, by się
posilić, sprawdzić, czy wszystko ok i
oznajmić, że niebawem będą na miejscu, a
delfin poszedł sobie uciąć drzemkę. Dzieci
to dziwiło jak śpi pod wodą, a wyraźnie
czuć, że ich ciągnie, wtedy to kilka małych
delfinów wyskoczyło z wody, by zajrzeć do
środka i zobaczyć dzieci. Były to delfinie
dzieci i tak jak dzieci z Autlandii bardzo
się cieszyły gdyż jak to dzieci lubiły
przygody i poznawać nowe.
Niebawem nastał wschód słońca i na
horyzoncie widać było strasznie ogromny
statek. Dzieci pobudziły się w świeżych
promieniach słońca wtedy kareta znów się
unosiła ponad wodą, a delfin, który spał
znów ich ciągnął. Wtedy dzieci odkryli, że
nocy to karetę na swych małych grzbietach
unosili i dziubami z tyłu popychały małe
delfinki. Po pewnym czasie znajdowali się
kolo owego statku, ktoś dzieciom machał na
przywitanie. Niektóre poznały z daleka inne
w momencie, gdy delfin z nimi lądował na
pokładzie. Był to doktor Puli
najwybitniejszy naukowiec i podróżnik,
człowiek od najlepszych przygód.
Wszystkie dzieci, gdy wysiadły z swej
karety zostały serdecznie przywitani przez
doktora i przez całą, bardzo niezwykłą
załogę. Poczym każdy został rozlokowany w
pokojach pod i ponad pokładem. Każde
dziecko miało swój mały pokój, w którym
mogli go odwiedzać pozostali. W zależności,
czy chcieli oglądać rekiny pod wodą mogli
zejść na przykład do Bronka pod pokład, a
jeżeli chcieli oglądać wschód i zachód
słońca mogli udać się do Jadwizi wysoko
ponad pokład. Oczywiście cały statek był do
dyspozycji małych podróżników. Nie mogli
tylko swobodnie wchodzić na maszt a także
do olbrzymiego laboratorium pana Puli. Tak
minął pierwszy dzień, pierwsza noc i
poranek kolejnego dnia a w raz z nimi
pierwsza przygoda dzieci z Autlandii.
Dziękuję za wczoraj i dziś.
Komentarze (18)
Piękne opowiadasz bajki słowem malowane ta mi się
podoba, muszę przeczytać poprzednią a ciebie
pozdrawiam.
masz wspaniałą wyobraźnię i widac jak kochasz dzieci.
Gdyby ktoś zrobił z Twoich opowiadań film- byłby na
pewno
hitem wśród dzieci.
Lubię :)))