Przypadkowe szczęście...
Siadł lisek pod miedzą i myśli nieborak,
sezon się rozpoczął, przyszła na mnie
pora.
Gdzie mam się przyczaić jak ruszy
nawała,
co swoją potęgą zechce zjawić cała.
By marną mą postać osaczyć w zagonie,
szybkim strzałem wieszcząc nieuchronny
koniec.
Zadrżał jak osika wichurą targana,
futerko podkulił, nie doczekam rana.
Pogodził się z losem, pożałował grzechy,
że jako niecnota zakradał pod strzechy.
Pięknem kur wiedziony, lisa wszak
przysmakiem,
a tyle zakopał tych skarbów pod
krzakiem.
Już nie zakosztuje udka, ni skrzydełka,
nie mówiąc o porcji smacznego sadełka.
A miał takie plany, chciał się
ustatkować,
lisiego potomstwa w przyszłości
dochować.
Lecz przyszła godzina na liska
przecherę,
nie pomogą chęci ani żale szczere.
Ale cud mu pomógł w te chwile gorące,
pogoń poszła bokiem zmylona zającem.
Tak to przez innego jak i on niebogę,
lis został przy życiu z miejsca dając
nogę.
Historia normalna jakich znamy wiele,
bo kto nam pomoże jak nie przyjaciele.
A że stracą wszystko…cóż po takiej
stracie,
ważne że swe głowy zachować zdołacie.
Komentarze (4)
Tym razem jeszcze mu sie udalo tylko ciekawe czy
wyciagnie z tego jakis wniosek. Wiersz bardzo
starannie napisany
Nie nazwałbym lisa przyjacielem zająca, ale wiersz
podobał mi się jest starannie zrymowany i zgrabnie
poprowadzony.
Bajeczka z super morałem...Sama prawda o
życiu...Świetny wiersz.
fortelem zjeść, to żadna sztuka, gdy lis chytry z
natury jest, ale wypływa nauka. Zawsze patrz na swoje
czyny, bo gdy przyjaciele opuszczą... życie pójdzie na
mieliznę lub stracone będzie za zło dla innego Na tak!
Bajka z morałem na życie + Pozdrawiam:)