Przyznaję!
Wstawałem zawsze wcześnie rano
I wychodziłem w brzask gęstwiny.
I często mnie omylnie brano
Za chłodny wiatr i szmer perzyny.
I gdy wracałem w późny wieczór
Goniły cienie mnie na drogach,
A łez mych odblask, cień człowieczy
W gwieździstych palił się rozłogach.
I tylko czyjeś ciche słowa
Trzymały szpilką mnie przy życiu,
Choć gasłem wciąż i wciąż od nowa
W plamistym bladych dni ukryciu.
A teraz nagle z chmur milczenie,
I tylko moje zawołanie.
Tak, wiem, nadchodzi zakończenie
I nic się więcej już nie stanie.
Komentarze (1)
Piękny wiersz, tylko taki smutny
Pozdrawiam serdecznie