Psota
Skradłaś uśmiech z twarzy o poranku
Zagadką schowaną pod kołdrą
Różany zapach w chwili ułamku
Z miłością złudzenie przeplotło
Czułem gładź biodra przez skórę dłoni,
Twe ciepło i zapach mnie tulił,
Rozgrzane usta pieszczące skronie
Poranek wrażliwość rozbudził.
W snu błogostanie przez chwilę trwałem,
Kosztując czułości łapczywie,
W śpiewie skowronka nowy dzień wstaje
Zmieniłem pozycję leniwie.
Przez rozchylone lekko powieki
Szukałem jedwabiu skóry
Wnet promień słońca pokój rozświecił
Obnażył obrazek ponury.
W nim zarys dłoni czule masuje
Skórzane oparcie fotela,
A dotyk, który na skroniach czułem,
To kołdry fałd głowę ociera.
Uśmiech błogości zniknął z mej twarzy,
Krzywionej grymasem zawodu,
Zagadkę umysł ułożył z marzeń,
On sprawcą jest epizodu.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.