Refleksja w kościele
W zimnej ceglanej budowli niemal odpychają
swą surowością,
będącej metaforą wielkości majestatu sedzii
nademną Jezus na osiołku wśród
apostołów.
Patrzą się czy odpowiednio składam ręcę
i milczę gdy trzeba milczeć, mówię gdy
trzeba mówić.
Na prawo rybacka łódź wraz z połowem.
Słyszę hymny dziękczynno - błagalne,
być może śpiewane, bo tak być powinno.
W tym otoczeniu obrazów i figur
gdy ksiądz mówi niepłomienne kazanie,
w którym nadaremnie usiłuje mnie przekonać
o miłosierdziu Jezusa
pytam sam siebie:
Co ja tu robię?
Wśród ludzi duchowo mi obcych, do których
się zapewne nie odezwę ani nie
uśmiechnę.
Ich wiara jest krucha, trwa tyle co
nabożeństwo
Po nim znów stają się bałwochwalni.
Tak do kolejnej mszy.
Wtedy pojawia się w ciemności myśl -
fundamentalny problem.
Jego światło jest cienkie jak linia w
kardiogramie.
Co będzie ze mną gdy umrę?
Bo, jeżeli was nie ma pozostaje pustka,
nicość, którą widziałem gdy będąc dzieckiem
w zabawie zasłaniałem sobie oczy czarnym
szalem.
Może lepsza jest taka wiara niepewna,
rodząca się strachu, że nie istnieje coś
dalej poza ziemskim życiem ale usłużna i
spokojna.
Niż wiara gorliwa, burzliwa lecz trwająca
przez jedną chwilę a potem zapomniana.
Lub byciem zdanym na niełaskę
wątpliwości
cieńkich niczym młode drzewa
łatwo wyrywanych przez wiatr.
Komentarze (4)
Popraw stylistykę. Aż razi. I będzie ok. :)
nawet nieźle pozdrawiam ;)) +
istotne jest żeby wierzyć, obojętnie jaką religię
wybierzemy.
Jezus stoi na osiołku? To chyba nie miał być cyrk. A
poza tym okrutnie przegadane.