Requiem dla smierci.
Nie , nie widział ich, a oni nie widzieli
końca swego
Lecz wyczuli paniczny strach w powietrzu
wiszący
Płynący z serca i z piekielnie czarnych
oczu jego
I spokojny głos krew w żyłach ścinający.
*****
-Ja was tu biorę na świadków, patrzcie i
oceniajcie!
Czy winą moją jest żem śmierć i ścinać łby
mi przyszło
Wybór Wasz jest, mi powinności dokonać
dajcie
Litości! –Krzyczą, jednym uchem
weszło drugim wyszło.
*****
Jednym uchem weszło drugim wyleciało
Litości? Ja nie z tych co przekupić się
dadzą
Co chcesz, złoto i srebro na szali kładź
śmiało
Nie przestraszysz mnie nawet Bóg wie jaką
władzą.
*****
Tak do nich mówił, i jak powiedział tak
uczynił
Wszyscy padli za jednym jego spojrzeniem
Wszyscy zwiędli, choć ich za nic nie
winił
Wykonał wyrok, w popiół obrócili się na
jedno skinienie.
*****
I nie ważne czy złotem i srebrem byli
podszyci,
Czy władzę mieli tak, że aż nie pojętą
On ich wszystkich pod kapturem przemycił
Czarnych w czerń rzucił, dobrych w biel
niepojętą.
*****
Bo gdy On przychodzi, nie liczy się czym i
ile płaciłeś
Co jadłeś co piłeś, i w co się ubierałeś
Bo gdy on przychodzi po prostu „życie
straciłeś”
A dalej? Co dalej? A ty jakie życie
miałeś?!
Komentarze (1)
ciekawy bardzo poemat...dużo by pisać ...ale wiem
jedno ....tam się niczego nie zabiera ...pozdrawiam
ciepło