Requiem dla snu
Siedzę na zimnej podłodze przed siebie
wpatrzony
Nogi spętane, ręce związane i umysł
zwiotczały
Wokół wilgotne ściany a ja upokorzony
Jakby same najczarniejsze demony obok
stały
Przez głowę przelatują skrawki szczęśliwego
życia
W głowie myśl się rodzi niczym mroczna
zimna kula
Już prawie nie pamiętam radosnego pulsu
bycia
W moim martwym sercu skra nadziei już nie
hula
A tylko kilka złych decyzji wplątało mnie w
tą porażkę
To, że tak naprawdę zawsze samotny byłem
Wtem z kości dłoń przewraca mnie na
posadzkę
A ja już prawie w otchłani zimnej kuli się
skryłem
Miłosierny, mroczny głos tłumaczy, co się
stało
Szepcze o wirusie, co duszę moją obrócił w
pożogę
Mówi o truciźnie, co ciało me doszczętnie
zatruwało
Aż zrozumiałem wszystko i poczułem
trwogę
Zrozumiałem a z oczu pociekły mi łzy
Szaleństwo życia i śmierci nie ma już
znaczenia
Kostucha mówi, że nie byłem doszczętnie
zły
Lecz, że to kwestia była przeznaczenia
Mimo szczerych chęci życia zgodnie z samym
ze sobą
Stale parłem w złym kierunku w zła stronę
się kierowałem
Skręcałem wciąż inną mroczną drogę
celowo
Przez co chyba nigdy naprawdę spokojnie nie
spałem
A teraz przychodzi odejść bez pożegnania
Nie mówiąc nikomu jak bardzo kochałem
Szykując się w końcu do wiecznego spania
W koszmar życia się budząc na powrót,
uświadamiam sobie, że spałem?
Szczecin 22-08-2007 Napisałem ten wiersz słuchając ciągle jednego utworu, motywu z filmu ‘Rquiem dla snu”, widząc przed oczami każdy kadr z tego wspaniałego obrazu Darrena Aronofsky’go.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.