Rozmowa z 2005.
Obiecalam dalej was meczyc- wiec dotrzymuje slowa
To znow w nadmiarze
dawales mi sily,
byles wowczas kochany,
tak rozkosznie mily,
ze bylam w stanie
wszystkie kwiaty ziemi
przytulic do siebie,
jeszcze potanczyc,
pospiewac,
wycalowac ciebie...
Dziwilam sie
czemu ludzie smutne
twarze maja
i wraz ze mna
nie tancza,
nawet sie nie usmiechaja...
Zatykales mi uszy
na zlosliwosc,
na klamstwo, oblude,
zachlannosc, niecierpliwosc...
Patrzenie jedynie zostawiles-
wiec patrzylam,
a ty wcale sie nie dziwiles,
jak-pozar-gasilam,bol-usmierzalam,
placz-kolysalam,
rozkosz-calowalam,
jak- dobroc-zlosci
darowalam...
Budziles mnie niecierpliwie,
bo sie spieszyles-
szkoda ci bylo czasu,
biec mi kazales
nad rzeke, na lake,
chocby na skraj lasu...
Nic wtedy mowic nie moglam,
w zachwycie lzy
lapalam w rece,
kladac je ostroznie
na platki kwiatow -
w podziece...
Byles dobrym rokiem-
wierny przyjacielu-
mimo niepokojow- wielu...
I zal mi bardzo,
ze idziesz w-
przemijanie....
Nadchodzi nowe,
a ja boje sie tego,
co mi nieznane...
Wiec calkiem nie odchodz-
stan z boku
i wiernie dotrzymaj
mi kroku...
Powroce do ciebie
w niejednym marzeniu,
na zawsze zostaniesz
w mym milym wspomnieniu...
,,,tylko moge podziekowac-za cierpliwosc...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.