Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Rozterki i modlitwy (odc. 37)

(wspomnienia Marii)


Władek chciał, żeby w drodze do przystanku w Płowcach przejść przez jego Witaszyce, a ja koniecznie chciałam choć na chwilę iść na ten cmentarz i odwiedzić grób tego maleństwa, którego tak żałowałam, chociaż ani razu go nie widziałam. Gosia dała nam kwiaty ze swojego ogródka, żeby położyć na grobku.
-Łuni tam leżum razym, Piotruś i moja Gosiuchna, aniołeczki moje kochane.
Już nie pytałam się, któż to jest ten drugi „aniołeczek”, nietrudno było się domyśleć, że to jej córeczka.
Wzięłam ją na bok i chciałam jej wręczyć pieniądze, które przyniosłam.
-Marychna, jak mi dosz, to dosz, ale nie musisz. My tu klepim bide, bo num prawie wszystko zabrali i wciunż zabirajum, co tylko sie urodzi na polu. I te piniundze num się przydadzum, ale u twoich tyż chyba nie jest letko…
Wręczyłam jej dwa tysiące marek jako spłatę długu mojego i mojej przyjaciółki Lesi, za co z uśmiechem podziękowała. Byłam zadowolona, wreszcie to załatwiłam.
Wszyscy już wyszli na podwórze pożegnać się z nami - kilka słów, uśmiechów, pocałunków.
Gosia z jej dwoma synkami poszła z nami kawałek drogi wzdłuż gościńca z powrotem w kierunku lasu, do miejsca, gdzie tuż za rowem przydrożnym był wbity zwykły, drewniany krzyż i zasadzone kwiaty.
-Tutej zabili naszych dwóch ksinży z Łosińcin – wyjaśniła, po chwili skupienia i modlitwy. –Ciungnyli ich w nocy na powrozie i tutej ich zabili z karabinu czy tam z pistolytu. Moja mama mówiła, że słyszała w nocy strzylanie, ale dopiro rano ludzie ich znaleźli, leżuncych i martwych (*).
-Tak, słyszeliśmy o tym okrucieństwie tam u nas w Turzyńcu – powiedziałam ze smutkiem. –Ludzie potem zrobili im taki wielki pogrzeb w Osięcinach, a Niemcy podobno w tym nie przeszkadzali.
-Niemcy to złodzieje, zbrodniarze i mordercy – krzyknęła Gosia. – Żeby nie łuni, to mój Piotruś miołby dzisiej cztery lata. Num zabrali całum gospodarke i wszystko w chałupie trzeba było zostawić, i wum Wasiutum tyż łukradli – dodała, zwracając się do Władka.
-I nic nie można było ze sobą zabrać, tylko dwie torby jakichś swoich rzeczy, na co było piętnaście minut albo dwadzieścia. Resztę trzeba było zostawić dla tych sk… synów, którzy to zajęli to, jak swoje –podsumował Władek.
Zaczęliśmy się żegnać jeszcze raz, już na dobre, bo czas płynął szybko i mogliśmy nie zdążyć na nasz pociąg, jeśli nie pospieszymy.
-Możecie iść tędy przez las do cmentarza, a potem do Witaszyc i Płowiec możecie pójść drogą przez Witowo, koło kościoła – pokazała nam drogę leśną, dała ostatnie wskazówki i rozstaliśmy się.
Wkrótce potem dotarliśmy do cmentarza, gdzie dzięki jej wskazówkom odnaleźliśmy mały grobek usypany z ziemi, otoczony jakimiś cementowymi krawężnikami. Wszystko już omszałe, ale udekorowane okazałym, żelaznym krzyżem, a w środku kilkanaście drobnych kwiatków, zasadzonych w jego cieniu. Dwie białe, blaszane tabliczki mówiły wszystko o tych dwóch „aniołeczkach moich kochanych”:
„Piotruś Andrzejczak, żył lat 3, zm. 4.X.1942. Śpij nasz śliczny Aniołku”.
„Małgosia Andrzejczak, żyła lat 4, zm. 15.III.1935. Tęsknimy za Tobą, Aniołeczku”.
Wzruszyłam się, uklękłam, pomodliłam, położyłam Gosine kwiaty, moje wrzosy i stokrotki. Staliśmy przez chwilę w milczeniu, Władek mnie objął. Jego ciemne oczy też się zaszkliły, a wiatr rozwiewał i tarmosił nasze włosy – moje jasne, jego czarne jak u wszystkich Wasiutów.
Poszliśmy jeszcze odwiedzić groby jego dziadków i jeszcze kogoś z rodziny, a potem wyruszyliśmy do Witaszyc.
Przechodziliśmy koło kościoła w Witowie, który jak prawie wszystkie inne polskie kościoły w Rzeszy pod okupacją niemiecką – był zamknięty i opuszczony, często celowo niszczony, jak ten nasz w Skalińcu, zamieniony na magazyn, kuchnię polową, więzienie dla naszych Żydów.
„Zginum, bo się Boga nie bojum” – mówiła moja mama. „Pójdzie do piekła ta ich Rzesza, wcześni czy późni”.
Lecz kiedy to się stanie i co z nami jeszcze będzie? Czy my tego dożyjemy, że kiedyś obudzimy się wolni i wciąż zdolni do miłości?
Zatrzymaliśmy się, by chociaż zmówić pacierz przy krzyżu Chrystusa, jakimś cudem pozostawionym na murze kościoła, a następnie ruszyliśmy do Witaszyc.
Przechodząc koło swojego domu Władek nic nie mówił i nie potrafiłam rozczytać jego myśli i wzruszeń. Wokół było cicho, żadnego gwaru lub krzyku dzieci, a nawet szczekania psów. Brama i furtka na podwórze były zamknięte, wyglądało na pierwszy rzut oka, jakby dom był opuszczony. Jednak za chwilę usłyszeliśmy dochodzące z podwórza głosy jakiejś kobiety i mężczyzny, rozmawiających głośno, a potem pokrzykiwanie dzieci. Czy to było po niemiecku? Nie, to nie był niemiecki, pewnie jakieś narzecze lub gwara śląska. Pewnie byli to ci nowi „koloniści” ze Śląska – podpisali volkslistę i stali się „pełnoprawnymi Niemcami”, mającymi już teraz prawo własności do odebranego gospodarstwa Polakom, żyjącym tu od wieków.
-Zabrać, wygnać, ukraść, zabić – takie jest nowe prawo „nadludzi” – mówiła moja bratowa Regina, która tutaj właśnie się urodziła.
Ruszyliśmy w swoją drogę. Dopiero kilkadziesiąt metrów dalej zatrzymaliśmy się i Władek, patrząc mi prosto w oczy, powiedział:
-Mario, marzy mi się, byśmy mieli wspólny dom. Nasz piękny, cudowny dom rodzinny, gdzie będziesz ty, ja i nasze dzieci. Gdzie będziesz szczęśliwa, a ja z tobą.
-Tak, Władku, marzę o tym samym – odpowiedziałam i za chwilę znów pomaszerowaliśmy do przystanku wąskotorówki w Płowcach.
Jadąc tym razem bez przygód, wśród pięknych lasów borucińskich i dąbskich i wśród pól kujawskich, cały czas myślałam o tych słowach, które wypowiedział Władek w okolicach swojego domu w Witaszycach, o marzeniach, „byśmy mieli wspólny dom”. I porównywałam z moimi wcześniejszymi, młodzieńczymi marzeniami o małżeństwie i rodzinie. Przymierzałam do moich próśb i modlitw z ubiegłych lat, o których wciąż pamiętałam, a i teraz często jeszcze zanosiłam je do Boga i Matki Przenajświętszej.
Po raz pierwszy byłam naprawdę zakochana, ale jaka była „wartość” tego uczucia? Czy to była tylko fascynacja przystojnym, sympatycznym i troszczącym się o mnie i moje względy mężczyzną, czy też to było głębokie uczucie, choćby na wzór tego, o którym opowiadała mi Lesia w swoich zwierzeniach? Takie, które jest miłością twojego życia, o którym się śniło i marzyło, że będzie trwało zawsze, aż do śmierci? Takie, które Jezus Chrystus widząc i poznając poprzez nie nasze czyste dusze i dobre czyny pobłogosławi i zechce uczynić wiernym, uczciwym i szczęśliwym?
Patrzyłam ukradkiem na Władka, który też był zamyślony i patrzył się w okno.
-O czym myślisz, kochanie? – spytał się jakby znienacka, przysuwając swoją twarz do mojej. Spojrzałam w jego oczy, które już tak dobrze znałam – czyste, piękne oczy, takie jak mojej bratowej Reginy, ale może nawet piękniejsze.
Zawahałam się, ale powiedziałam, może trochę wymijająco, ale w gruncie rzeczy szczerze:
-O tobie, Władku, o tobie! Czy będziesz dobrym mężem i kiedy to się stanie. Czy spełnią się nasze marzenia…
-Mario, już niedługo… gdybym był śmielszy i poprosił cię o rękę w zeszłym roku, to moglibyśmy się pobrać już wtedy. Teraz Niemcy każą nam czekać jeszcze trzy lata….(**)
Zamyśliłam się znowu. „Niemcy każą nam czekać” – to prawda, ale czy w zeszłym roku byłam gotowa do małżeństwa? Kim ja byłam jeszcze rok - pół roku temu? Szarą gąską podfruwajką? Czy to czasem nie było tak, że mój Władek był już wtedy gotowy do małżeństwa i dojrzalszy ode mnie, chociaż nie jeździł na żadne rekolekcje ani nawet nie skończył siedmiu oddziałów szkoły powszechnej?
Dopiero teraz stawałam się kobietą, po tych wszystkich przeżyciach, po tej przepięknej lekcji miłości i wierności, jakich udzieliły mi moje przyjaciółki – Lesia i Gosia. Dopiero teraz dojrzewałam do roli żony, do jakiej Bóg mnie powołał – teraz to wreszcie dostrzegłam i uwierzyłam w to. A co za tym idzie – dojrzewałam też do roli matki, oby tak zachwycającej w swej prostocie, jak Gosia i Regina, a także – znowu – Lesia, też już niedługo matka!
„Boże, pomóż mi!” – myślałam i modliłam się jednoczenie. „Pomóż i pozwól porzucić wszelkie wahania”. Tak jak jeszcze w zeszłym roku poradziła mi Lesia, będąc w Turzyńcu,
„spraw, Boże, bym nie bała się żyć”. Ona, Lesia, moja przyjaciółka, bez wahania powiedziała wtedy, choć pierwszy raz nas, mnie i Władka, razem widziała:
-Nie bój się życia, Mario, bierz je za rogi. A jeszcze lepiej – oboje wspólnie to róbcie.
Prawie przez całą podróż o tym myślałam, a Władek mi nie przeszkadzał. Wreszcie dotarliśmy do stacji Skaliniec i stąd udaliśmy się pieszo do miasteczka, gdzie mieszkali rodzice mojego narzeczonego. Wieczorem mieliśmy iść do Turzyńca.
Po drodze teraz ja się pierwsza zatrzymałam, tuż przy naszym zamkniętym przez Niemców kościele, a Władek stanął przy mnie. I powiedziałam wtedy:
-Kocham cię, Władku, bardzo.
Bardzo był szczęśliwy tymi prostymi słowami. Wziął mnie za obie ręcę i rzekł:
-Bardzo cię kocham, Mario.
Zamknięte kościoły, surowe niemieckie prawo, wciąż uderzające w nas Polaków, przepisy okupacyjne, coraz bardziej nas prześladujące. Czy to jest dobry moment na marzenia o małżeństwie i naszym wspólnym domu? Ile trzeba mieć siły i wiary, by ufając w Bożą opatrzność próbować iść przez życie, jakby wokół nas nie szalały burze i nawałnice, gdy codziennie każdego z nas potężny podmuch wichru mógł znieść z powierzchnie tej ziemi? Urodzić Piotrusia, kochać go i pielęgnować, a następnego dnia mieć go już tylko we wspomnieniach i modlitwach?
„Trzeba wum sie żynić i robić dzieci” – pamiętałam, co powiedziała nam Gosia, mądra, wiejska kobieta.
Władek objął mnie, razem z moimi rozterkami. Poszliśmy dalej, do mieszkania moich przyszłych teściów.




(*) „Wyjątkowo okrutnie zamordowano dwóch księży z Osięcin: proboszcza Wincentego Matuszewskiego i wikariusza Józefa Kurzawę. […] Ks. Wincenty Matuszewski, mimo że Niemcy zgładzili wielu kapłanów z okolicy w pobliskim Piotrkowie Kujawskim, postanowił nie opuścić swej parafii. Powiadomiony o tym wikariusz podjął decyzję, że starszego proboszcza nie opuści, choć ten nakazał mu, żeby się ratował. W nocy z 21 na 22 maja 1940r. obaj duchowni zostali aresztowani przez Ernesta Dauba, burmistrza Osięcin, i Johana Pichlera, komendanta posterunku policji. Gnani byli za samochodem w stronę parafii Witowo; tam na drodze wrzucono ich do rowu i zastrzelono z pistoletu. Duchowni ci zostali wyniesieni na ołtarze 19 czerwca 1999 r.” Ks. Wojciech Frątczak, „Diecezja włocławska w okresie II wojny światowej”, str. 158-159. Wydawnictwo Duszpasterstwa Rolników we Włocławku, 2013 r.

(**) „Przez okres okupacji władze hitlerowskie zakazywały zawierania wczesnych małżeństw między Polakami, w obawie o zbyt duży przyrost polskich dzieci. Do 1943r. dozwolony wiek do zawarcia małżeństwa dla mężczyzny wynosił 25, a dla kobiety 22 lata. Od roku 1943 granicę wieku podniesiono - dla mężczyzn od 28, a dla kobiet od 25 lat.” Władysław Kubiak. „Dzieje Lubrańca”, str. 345-346. Wyd. Adam Marszałek, Toruń, 2006.

Dodano: 2017-01-02 14:39:18
Ten wiersz przeczytano 651 razy
Oddanych głosów: 8
Rodzaj Nieregularny Klimat Melancholijny Tematyka Życie
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (11)

AMOR1988 AMOR1988

Przejmująca historii, która uczy, przybliża pewne
fakty historyczne.

waldi1 waldi1

jestem ..i czytam .. :))

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Canna
Bardzo dziękuję za wizytę, czytanie i komentarz.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam.

canna canna

Wczytuję się w Twoją prozę i podziwiam :) Wszystkiego
dobrego w nowym roku.

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Angel Boy
Ola
One Moment
Tadeusz
Bardzo dziękuję za odwiedziny, czytanie i
komentowanie. Nawet nie wiem, jak podziękować, jeśli
piszecie, że moja opowieść Was wzrusza lub porusza. To
dla mnie ogromna nagroda, że ktoś tak odbiera tę moją
- jakby nie było - fikcyjną opowieść, chociaż
rzeczywiście opartą na realiach tamtej epoki.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam.

Angel Boy Angel Boy

Bardzo długie, ale ciekawe i poruszające :) Pozdrawiam
serdecznie +++

Ola Ola

Dla mnie to dramatyczny tekst
Pozdrawiam

One Moment One Moment

Nieprawdopodobna historia.

użytkownik usunięty użytkownik usunięty

Wzruszyłeś mnie swoim opowiada-
niem szczególnie jego wstępną
częścią.
Miłego wieczoru:}

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »