W sadzie
Na czubkach sosen rozwieszone chwile,
bujane przez wiatr, nakarmione niebem
nie potrzebują dat, żadnych lat,
ani ciał na hamaku.
Jestem i mnie tutaj nie ma.
Gdyby spadł deszcz,
przesiąkłabym wspomnieniem.
Ale na łeb, na szyję,
spada rozogniona kula,
a kto złapie w dłonie,
nowym światłem żyje.
Jestem początkiem kuli
i końcem w cieniach,
wyłuskanym pępkiem, i teraz
dopełniona twoim szeptem,
gorąca
mogę mieć na imię
słońce.
Komentarze (41)
Miło bardzo przeczytać było...
+ Pozdrawiam :)
dziękuję :) połechtałaś Weno :) pozdrawiam
podoba mi się i to bardzo :)++++
Bardzo fajny wiersz! Na marginesie - sosny są
przepiękne, i tak niewiele ich, zw. w mieście. A propo
tytułu - sosny w sadzie chyba nie rosną:) tzn. nie
hoduje się ich tam, szkoda. Sad kojarzy mi się z
jabłonkami itp.
Może inny tytuł? A może nie... nie znam wszystkich
sadów, w ogóle żadnych nie znam:( A to "słońce" na
koniec dałabym z dużej litery - Słońce
:)
tak mi mocno wybrzmiewa
cóż...mnie się też bardzo podoba:) pozdrawiam
serdecznie
Witaj,
dzięki za miłe odwiedziny i komentarz.
Fajnej, radosnej niedzieli.
miliony innych słońc pragną to samo :)
Bardzo na TAK
dla Twojego refleksyjnego wiersza.
Dobranocki Marcepani.
Pozdrawiam serdecznie:)
Fajny wiersz, pozdrawiam :)
Mnie też się podoba!
Pozdrawiam :)
Dziarski to jest wiersz, podoba sie:)
Przepiekny echhh
Pozdrawiam serdecznie Marcepanko :)
Niezwykle piękny wiersz. Nie ma innej opcji, musi się
podobać. Pozdrawiam
Uroczo.
Miłego weekendu:)
Miły wiersz . Pozdrawiam serdecznie