W sadzie psychozy mimozy
Rakotwór, który miał się ukazać w piśmie, z którym współpracuję, ale skończyła się moja cierpliwość na opieszałość redakcji, więc przywracam "wiersz" w poczet mojego zbioru na bej.doku
Chciałem się schować w zatyczce od
dezodorantu
Acz, z jej rantu przypatruje mi się z dozą
grozy psychoza
Upadnie na mnie i tam mój lęk odgadnie
Wszędzie odnajdzie, tam gdzie ma irrmateria
się schowa
Jej osnowa ma zasięg jak język, co
dysponuje nim krowa, czy kameleon
Przemądrzała jak sowa
Podstępna jak samica modliszka
Rozpięta jak skrzydła albatrosa
Błyskawiczna jak gepard, gdy jeszcze nie
wyparowała ranna rosa
Nieustępliwa, jak pojawiająca się w nosie
koza
Siecze zieloną trawę nadziei jak kosa
Czarna, jak upierzenie kosa
Psychoza - i psy się rozchodzą, gdy jej
sępy nadchodzą
Nadrealnie "ja" resztki dziobią
W krwi po swe żaboty brodzą
Zwą ją gadem z psychotycznym jadem
Jej leczenie, to kalecznie
Masz wybór, więc wybieraj:
Na pożarcie anakondzie, czy aligatorowi?
Oto raj, w którym kalifaktor psychozę
roznosi
A klawisz nuci cosik:
'Stolik, słoik, a w nim słonik
Strzelę w niego, pęknie jak balonik'
Ten na baszcie basem stęknie: "pięknie"
I znów Jej podmuch o lufę karabinu
Ojej! Biała krwinka "ja" skrajnie się
zlękła
W zamek od klucza uciekła
Ale psychoza się wściekła i wbiła w nią
ostrze kła
Ała? Ha!
A co jest kluczem do wyjścia z więzienia
psychozy?
To, że rakiem białaczki się zaraziła
poprzez proces osmozy
Zdechła razem z nosicielem w nadziei
sacharozy
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.