Samotność
Idą ...
Idą ciemną nocą w blasku ognia
Idą wysłannicy jej.
Pada deszcz,
Długie czarne płaszcze okrywają ich.
Idą posłańcy samtności,
Idą droga spalonych ciał.
Nikt żywy nie uchodzi z ich rak.
Idą po mnie ...
Nadchodzą są już tuz za rogiem
Tuż tuż...
Słyszę łomot żelaznych butów,
Brzęk stali łusek ich ciał.
Blask płonących świec ...
Roztrzaskane drzwi ...
Śpię udaję sen,
zaciskam powieki to tylko sen.
To musi być tylko zły sen.
Jestem uwięziony we śnie.
Okute dłonie chwytają mnie,
porywają w żelaznym uścisku,
wloką,
kopia,
szturchają ...
Bronię się, wyrywam, szarpię,
nie pomaga nic,
wbijam palce nie pomaga ból.
Płaczę, szlocham ...
Niosą mnie
Niosą mnie wprost do Jej bram.
Wleką do Jej podziemi, w lochy
W lochy gnijących ciał.
Zabrała mnie i nie odda już,
Jestem jej ona zostanie ma.
Płonie me odzienie ...
Płonę ja ...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.