Satelita
Wystrzelony przed wiekami w próżnię
przestworu, rozbłyska w słońcu,
niknie w cieniu planety.
Złoty cherubin z laboratorium człowieka,
umierający ptak.
Zimnymi oczami ― przeszywa wciąż
atmosferyczne warstwy
z porozrywanymi od wiatru, skłębionymi
flotyllami chmur ―
noc
i dzień,
i znowu noc…
Milczący świadek zindustrializowanych
krajobrazów.
Wyeksploatowany obserwator startujących w
jaskrawym dymie wybuchu
nowych pokoleń ―
kosmicznych pocisków.
Zygzak błyskawicy zniknął, lecz zapalają
się wciąż
kolejne łuny burzowych frontów,
bądź pulsujących od neonów miast.
Oddala się, a jednocześnie jakby coraz
bardziej spowalniał swój lot ku
nieskończoności,
ku niewidzialnemu,
ku całkowitej czerni za gigantyczną
bramą,
malejący,
drżący ognik.
(Włodzimierz Zastawniak)
https://www.youtube.com/watch?v=TSCL2-e08Wk
Komentarze (2)
Fajne, podoba mi się.
uwielbiam kosmos :) świetny wiersz :) pozdrawiam :)
+++