Sawanna
jedziemy powoli wśród wysokich traw
pasące się stado przecina nam drogę
rozbrykane zebry z czujnymi gnu
rozstępują się machając ogonami
nieco dalej na lekkim wzniesieniu
w kierunku kępy akacji podążają
majestatycznym krokiem trzy żyrafy
za zakrętem w błotnistych koleinach
rodzina guźców tapla się w błocie
spłoszone hałasem czmychają na boki
twarze pieści suchy ciepły wiatr
słońce amarantowieje coraz niżej
przy strumieniu na soczystej murawie
leniwie pasie się stado słoni
w niezmąconym spokoju falują uszy
wyginają się trąby i majtają ogony
nagle słychać poruszenie w eterze
głośne głosy i auto przyśpiesza
w zaroślach wypatrzono lwice z młodymi
przeciągają się liżą iskają zupełnie
ignorując
trzaski fotomigawek i podekscytowane
głosy
powoli i niechętnie odjeżdżamy
nienasyceni
prawie nie zauważając masajskiego
wojownika
w kraciastej czerwieni wspartego na
włóczni
i wpatrującego się w odbite na rudej
ziemi
ślady drobnych kobiecych stóp
Komentarze (32)
Az sie chce tam byc, tak obrazowo i pieknie :)
Pozdrawiam:)
Pięknie opisałeś naturę w Afryce. A zakończenie jest
zupełnie niespodziewane i dające do myślenia.
Ja popełniłem tu kiedyś wiersz „Zebrze”, który już
czytałeś. Twój komentarz „no chyba pojadę do tej
Afryki zobaczyć na żywo tak
mnie zainspirowałeś....”
:)