Sen nad ranem...
Z obawą u boku i
szczyptą onieśmielenia
w połatanej kieszeni
uchylam skrzypiące drzwi
do świata zapomnianych
porzuconych dawno marzeń...
Tam kudłate szczęście
z wywalonym jęzorem
goni za miłością
jazgocząc melodyjnie...
Na bezkresnym niebie
jedwabne słowiki
tańczą głaszcząc powietrze
skrzydłami poezją
wymalowanymi...
Zakradam się tam cicho
obawę zostawiając
za wielkimi drzwiami.
Nieśmiałość też zgubiłam,
przez małą dziurę w swetrze...
Stąpam po dywanie
utkanym ze szczerej
oddanej przyjaźni.
Zanurzam się w nim
delikatnie by nie
spłoszyć marzeń i tonę
w duszy mojej spełnieniu
Komentarze (8)
Dziękuję za odwiedziny i komentarze:)))
ładny ...z nadzieją jest zawsze łatwiej ;-)
pozdrawiam
nadzieja strażniczka pragnień pozdrawiam
Witaj. W snie uchylasz drzwi, szukasz nadziei.
Pozdrawiam
podoba mi się, zwłaszcza druga zwrotka :-)
Dziękuję za komentarze:)
nieśmiałość też zgubiłam i inne podobne wersy
zauroczyły mnie
piękny wiersz...aż się wstydzę własnego pesymizmu