Sen o potędze
Jaki ogrom, majestat i piękno.
Cóż za przepych, bogactwo i klasa.
Ktoś z zachwytu cichutko aż jęknął.
Komplementów nie szczędzi mi prasa.
Wyruszyłem, żegnając Southampton,
Rykiem syren przeciąłem powietrze.
Tłum mieszkańców tu przyszedł, bo warto
Cud zobaczyć nieznany mu jeszcze.
Zgiełk i tumult, okrzyki uznania,
Z chusteczkami wzniesione ramiona.
Ktoś wykrzyknął wśród pożegnania:
I sam Pan Bóg go nie pokona.
Jestem silny, przepiękny i wielki,
Oceanu bezmiar beztrosko
Szarpię, kroję i drę na kropelki,
Sycąc nimi swoją półboskość.
Jakiż byłeś w nędzy, ubogi
Oceanie, gdy mnie tu nie było.
Chcę zdobywać wszystkie twe drogi,
Budzić podziw prędkością i siłą.
Co tam burze, ulewy i sztormy,
Co tam głębie, ryczące bałwany.
Może trochę jestem nieskromny,
Za to jestem niepokonany.
Co za ból nagle szarpie mi nerwy?
Góra z lodu mi spokój wykrada.
Nie pomogły spóźnione manewry.
Nagle wielkość, to moja wada.
Liżą środek mój mokre jęzory.
Niemożliwe, czy wszystko skończone?
To nieprawda, nie jestem zgubiony!
Nie do wiary, ja tonę, ja tonę!
Zawył jeszcze, gdy pękło mu ciało,
Gdy łykała go otchłań wraz z snami,
A nad nimi na wodzie zostało
Kilka szalup z napisem Titanic.
Komentarze (2)
Jest siła, moc, głeboka treść. Piękny wiersz.
Pozdrawiam.
bardzo podobają mi się rymy wiersza. Także plus za
samą treść. Jestem na tak ;-) Zostawiam plusa