Serca wypalone obszary
Dusz się, gardło zaciska pętlę wokół chęci
życia, nos zatkany ołowianymi
wspomnieniami,
choć piękne, ciężkie to myśli, upstrzone
cierniami.
Duszę się, tak boli, tak zalewa me
spojrzenie purpura krwawiącego umysłu,
i chciałbym odpocząć trochę, chciałbym
jeszcze przez chwilę za ręk ę Cię
potrzymać.
A jednak jest prawdą me otoczenie, żadna
ułuda,nie musze przecierać oczu,
płonie pośpiesznie ma chęć istnienia między
tak wielkim niczego ogrodem.
Żadna radość już,tylko nadzieja kopie
leżącego,
nie skatuje na śmierć,a torturować będzie
bez przerwy.
Ale nie chcę jej przegonić, kto wie, może
ona mnie nie zdradzi, nigdy nie
zdradziła,
więc cierpię w czekaniu, lecz walczę z
łzami,każda kropla powstrzymywana ostatkiem
siły.
I trwam, i kocham bez przerwy, wypatruję
Cię w oddali,
zachlapany kawałkami serca, co wybuchło z
rozpaczy.
I ścieram z siebie resztki złamanej duszy,
i składam je bezradnie, płacząc, by się
udało,
jak dzziecię, co nie chce uwierzyć, że
kiedyś dorosłe się stanie.
I patrzę w niebo.Cichutko proszę.
Spadnij znów stamtąd prosto w me
ramiona.
Prosto w serca wypalone obszary,moje
kochanie,
czekam i wierzę.Wiara mnie krzyżuje,wiara
mym pokarmem.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.