Sklepy...
Esej, nie esej...:)
Wczoraj skończyłam czytać „Narzeczoną
Schulza” Agaty Tuszyńskiej.
Oczywiście, jestem do tyłu, bo książka
sprzed kilku lat.
A owszem, owszem, wiedziałam kto to Bruno
Schulz, ale żeby w szczegóły wchodzić, to
raczej nie.
Po ostatnim słowie w owej książce wchodzę w
szczegóły. Oglądam po sto razy te same
rysunki w "Xiędze Bałwochwalczej". Patrzę,
na człowieka, na jego pragnienia,
niespełnienia, strachy straszne jak pająk,
którego bała się moja córka. Strachy -
obślizłe gadziny, które wywołują moje
przerażenie i krzyk.
Wchodzę w każdą kreskę. Staram się swoim
małym rozumkiem pojąć, zrozumieć.
Podziwiam.
Tak więc patrzę na człowieka. Zabili Go.
Zabił Go w czarny czwartek w Drohobyczu
Niemiec. Zły człowiek. I nie ma Bruna i
wciąż Jest.
Nie spałam pół nocy, bo postanowiłam
przeczytać raz jeszcze „Sklepy Cynamonowe”,
które kiedyś, bardzo dawno temu... Teraz
widzę je inaczej, wyraźniej. Teraz, mam za
sobą ludzi, pod sufitem zawieszonych,
dziwnych, a jednocześnie całkowicie
normalnych. Sama czasem zawisam pod
sufitem, wchodzę na szafę albo pod łóżko.
Jak ów Jakub, ojciec Bruna.
Mam rzeki i lasy, które przeszłam wpław i
na przełaj. Mam blizny, szpitale, cmentarze
i ślady plwociny na plecach i ślady
pocałunków na dłoniach, policzkach.
Czuję, prawie każde słowo.
Sklepy... są teraz mi znajome, choć w innym
miejscu, choć inaczej pachnące.
Mój mąż kocha ptaki, siadają mu na
ramionach, podchodzą do dłoni. Głównie
gołębie. Mają swoje imiona. Kilka tygodni
temu sprzątałam ptakom, w ich domu, ale nie
wypędziłam ich jak Adela, choć smród tam
był niemiłosierny. Ptaki. Jest w ich
istocie cała radość wolności.
Są dla mnie uosobieniem wolności.
Sierpień. Zbliża się wybuch kolorów w
przyrodzie. Popatrzcie jak Bruno napisał
przecudnie o tym co nas otacza, o kolorach.
Jak wszystko żyje, tętni, wstaje, umiera,
podnosi się, biegnie, lśni, wiruje, spada i
wchodzi nam pod skórę, w źrenice, w umysł,
w słowo. Jak cudnie potrafił używać słów.
Dzięki narzeczonej Schulza, poznaję bliżej
Schulza. Jeśli książka sprawia, że nie
żegnamy się z nią po ostatniej stronie,
tylko idziemy dalej z jej bohaterem lub w
miejsca gdzie bohater bywał, spełnia swoje
zadanie. Tak sądzę.
Idę więc(tymczasem) dalej za Panem
Schulzem.
Jakie to dziwne, uwielbiam pisać listy...
jak Bruno. Po napisaniu, czytuję je zwykle
kilka razy, poprawiam. Dziś nie są to już
listy na papierze, ale tzw. emaile.
ps. To powyżej, co może ktoś zbłąkany
odczyta, jest też swego rodzaju listem.
Komentarze (15)
Wspaniale. Dziękuję, że takie ciekawe rzeczy nam
przybliżasz i opowiadasz o tym.
Dziekuję serdecznie:)
Witaj Półuśmiechu, dziękuję Ci:)
niezwykła postać... dziękuję za przypomnienie...
Zaciekawiłaś:)i o to chodzi:)
Pozdrawiam:)
Piękny ten esej, zaciekawia. Skłoni mnie chyba do
wizyty w bibliotece i wybrania tej lektury na długie,
senne, zimowe wieczory :)
Bo do czytania potrzebuję skupienia i ciszy :)
Miłego dnia cii_szo :)
do Bort: miło mi, że nie jestem sama w umiłowaniu
pisania listów:)
errata: aby wszystko(co jest czasem na granicy
fantazji) zrozumieć, trzeba ciszy.
Dziękuję Wam, że daliście radę spędzić tu ciut wiecej
czasu i odczytać. Kiedyś, dawno temu pewna Pani
Poetka powiedziała: Ty pisz prozą, cholera jasna,
prozą pisz. To mnie zdenerwowało i rozbawiło, ale
teraz napiszę parę rzeczy, w podobnej formie. To
znaczy, będą to opowiadania lub jak kto woli eseje.
Jedziemy na Korytowską Noc Poezji do Choszczna, jutro.
Jesli dostąpię natchnienia:))) podzielę się z Wami, a
te osoby z beja, które tam ze mną będą, ocenią, czy
napisała prawdę:))) Wybaczcie, śmieję się, bo mi
dobrze jest. Świat jest tak nieprzewidywalny i taki
piękny. Taki piękny:)
I jeszcze - tak, do lektury Schulza trzeba
cierpliwości, ale im wiecej się czyta, tym jest ona
mniej potrzebna:) Potrzebny jest duzy spokój, żeby
nikt i nic nie przeszkadzało, bo w owej prozie jest
mnóstwo metafor. Aby wszystko co jest na granicy
fantazji czasem zrozumieć trzeba ciszy. Dla mnie to
jest proza poetycka i to bardzo poetycka. Ta książka,
o której piszę, pozwala nieco zrozumieć Schulza.
Za taki styl, za takie pisanie wciągające czytelnika w
dodatku na tak interesujące, ciekawe tematy ręce same
składają się do oklasków. Tylko chwalić.
Serdecznie pozdrawiam życząc miłego dnia :)
Miło, że autorka zechciała podzielić się wrażeniami z
lektury.
Pozwolę sobie zacytować Immanuela Kanta "Zaletą
literatury jest to, że pozwala ludziom postawić się na
miejscu innych.", Miłego dnia:)
Świetnie odnajdujesz się Cii-szo w prozie. Z
zainteresowaniem przeczytałam Twój monolog, tym
bardziej, że Schulz nie jest łatwy do zrozumienia, a
tym bardziej do "pokochania".
Pozdrawiam :)
Przeczytałem z uwagą. Później drugi raz. Esej (nie
esej :-)) bardzo, ale to bardzo mi się spodobał. Nie
odnoszę się do "Narzeczonej Schulza", gdyż nie
czytałem, może znajdę czas, by nadrobić zaległości.
Natomiast nie śmiałbym nie zgodzić się ze
stwierdzeniem, że Bruno Schulz cudnie używał słów.
Ktoś powiedział mi kiedyś, że najprościej jest
opisywać przyrodę... to nieprawda, tu właśnie
potrzebna jest olbrzymia wrażliwość i talent. Co się
zaś tyczy ptaków, to jestem akurat miłośnikiem
krukowatych, ale szanuję wszelkie Boże stworzenia. I
jeszcze listy. Zdarza mi się pisać takie tradycyjne,
co często spotyka się z niezadowoleniem adresatów. Co
za czasy! :-) Pozdrawiam serdecznie :-)
Ciekawie napisany
Pozdrawiam :)
Ciekawy monolog. Pozdrawiam.
wciągający esej artystyczny.