Skra
W czarnym lesie
gdzie nawet echo się nie niesie
a nagie nasiona schną dojrzałe
zaś niebo popiołu barwy całe
gdzie nicość kamiennym sapie wdechem
niosąc po głuszy ciężkość swym grzechem
gdzie nie rozkwita ni witka nadziei
zduszona wszelakim życiem tej kniei
gdzie szarość wśród zgiętych półżywych
konarów
cisza co nie zna ptasich gniazd swarów
w zastygłej lawie zgniłej jesieni
zbutwiałych odrodzeń
z pajęczyn korzeni
w czerni strwożeni
przedziera się nagle smuga strumieni
tak obcej bieli niechciana wśród cieni
oplata drżąco ból suchych pieni
druzgocąc opokę świat nocy mieni
A któż to tak burzy spokój tej sieni
cóż to za światło w balecie promieni
bez zaproszenia w złocie odcieni
iskrą do aury brutalnie rozpleni
radość co zbudzi pąki zieleni
Któż to tak skromnie dotyka korzeni
by skruszyć ten lód nad morzem kamieni
Któż to tak wielce się prawem ceni
by wejść w tę nicość na złość
Kto?
miłość
miłość
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.