Słabość mojej następnej miłości...
Lulałam się we mgle
Tulił mnie szept wiatru
Który wyziębiał duszę…
W strugach deszczu
Wolno płynęła łza
W strugach deszczu
Rodziła się zemsta
Która uśmierca żyjące uczucia!
Oczy w których czaił się lęk
Nie widziały już barw
Rozglądałam się dookoła
Poszukując jego ust…
Brudna,
Mokra stałam w środku lasu
I próbowałam zapamiętać jego piękno
jego zapach
i smak ciała…
Wtedy już postanowiłam,
Cicho zapłakałam
Bo nie potrafiłam
Ochronić go przed sobą…!
Leżał na brzegu
W wietrze cichym jak złodziej
Stałam za nim
Tak blisko, niczym jego cień…
Ostatni taniec ust
I szept…
„piękno musi umrzeć”
Wniosłam w ręce kamień…-
Na ustach pozostawiłam przeprosiny,
A ciało …
Teraz pływa na dnie…
Słabością jestem sama w sobie... Zabijam w myślach, wkładam w ciała ciężkie głazy..., ale mimo to wszystkie ofiary wypływają na wierzch mego umysłu... zabierają mi życie z oczu, z serca... bo duszy już nie mam...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.