Ślad kopyt zostawiłem na drodze
Takie moje nocne samotne pisanie
Lutowy poeta / ze świętochłowic -
Lutowy poeta
(wybaczcie to słowo -poeta )
Raz woła mnie wena, w północnej coś
porze
Budzę się natychmiast, przychodzę
A była zima, mróz tęgi na dworze
Zawieja! zaspy na mojej drodze
Powieziesz słowa miłości (licho mnie
przywiodło)
Tak sobie pod nosem mruczałem
Za torbę z listem, za trąbkę, za konia
W nieznane jak szaleniec pognałem
A wiatr świszczy, śnieg kreci wiry i jest
ciemno
A w tej ciemności dla mnie bezdroże
Jakieś światełko u okna chatki przede
mną
Podjeżdżam- chucham na szybę, mój boże
Wybiegli ci z chaty głos zmieszany
Myśleli żem wzywał pomocy
Oni ci z chaty, ktoś pewnie zbłąkany
Brnął koniem w śniegu w śród ciemnej
nocy
Strząsnąłem płat śniegu z mej białej
szaty
Ślad kopyt zostawiłem na drodze
Stanąłem wśród gości z podniesionym
czołem
I swój nowy wiersz w ciszy chaty
zacząłem
Wracam o świcie kawał śnieżnej drogi do
domu
We mnie nie pewność strach ogarnął mnie
skryty
Weno czy ciebie zawiodłem, skradam się po
kryjomu
Czytany w chacie wiersz mówili, był
znakomity
Autor:slonzok
Bolesława Zaja
Komentarze (3)
Rewelacyjny, przygodowy wiersz. Tak po nocach to wiele
się może dziać.
Mnie się przypomniała pewna moja opowieść, przygoda,
której jeszcze nie spisałem :)
Smutny tekst
Pozdrawiam Bolesławie:-)
Jeśli wiersz trafił pod strzechy i spodobał się, to
czego więcej może chcieć autor. Po drodzę "wśród" (w
czwartej strofie) się rozjechało.
Msz warto przemyśleć wers:
"Ślad kopyt zostawiłem na drodze", bo trudno mi
uwierzyć że autor ma kopyta. Miłej niedzieli:)