Śmierć w kawałkach
Ktoś sprawił mi ból.
Ktoś mnie zranił.
Ktoś zabił we mnie człowieka.
Ktoś zabił ciało.
Nie płakałam.
Dotknęło mnie to, ale nie uroniłam nawet
łzy.
Nie bolało tak bardzo...
Duma mi nie pozwoliła.
Godność zabroniła.
Honor przemówił.
Zatem milczałam.
Milczałam jak zaklęta.
Po prostu milczałam...
Bo ktoś zabił moją duszę, a bez niej ciało,
to tylko ciało.
Bez duszy było samotne.
Płakało.
Wyło.
Miotało się.
Aż przestało.
I nic nie było w stanie odwrócić złego
czaru.
Nawet jego śmierć.
Nie chciało krzyczeć.
Nie próbowało się bronić.
Nic nie traciło.
Życie uszło z niego wraz z duszą.
Pozostało tylko jedno marzenie.
By wróciła.
By mogło płakać, że zabite, umiera pełnią
śmierci.
Więc w cichości serca nadal liczy, że dusza
powróci.
Choć rozsypana na miliard kawałeczków.
Niesiona z wiatrem.
Szukająca domu.
Szukająca szczęścia.
Znajdzie je na powrót w wykrwawiającym się
ciele.
By mogło łkać z radości i smutku zarazem.
By mogło łkać, że ktoś sprawił mi ból, że
ktoś mnie zranił, że ktoś zabija mnie w
całości.
Komentarze (3)
jesli jest to udawany żal to gratuluje wyobraźni. Bo
ja czytając to przed oczami miałam siebie
+
Pozdr
podoba mi się Twój wiersz i to bardzo :)
troche ci bogus zajela ta polska trzcionka nareszcie
sie wzielas do roboty a na marginesie oczekujesz
wspolczucia przedstawiajac znow klamstewka moglabys w
koncu przestac klamac i rozpoczac zycie z prawda jak
czytam te udawane zale to juz zamawiam statuetke
oskara za aktorstwo