Śmierć kochanka deszczu
Deszcz ucichł...
I pozwoliłam by lizał moje dłonie
Pragnął całowac ramiona spragnione
Wyciągnęłam ręce za zasłonę
W geście uniesienia oddając mu obie
I spływał pocałunkiem niechcianego
kochanka
Delikatnie jak tchnienie poranka
Dotyk orzeźwiał mi umysł
Słowa grał pieśń żałobną
I gromem z nieba rażony
Błyskawicą dogłębnie raniony
Kona na ziemię strącony
Ostatkiem sił po palcach mych
Płyną gęste krople jego krwi
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.