Śmierć pięciolatki
Biała sala, a w niej na szpitalnym
łóżku,
Drobniutkie ciałko leży.
W wielką poduszkę główka wtulona,
W niewinnych oczętach,
Ból i strach.
Za oknem Śmierci szept,
„No chodź dziecino, nie lękaj się,
chodź”.
Ale maleńkie rączki z wiarą ściskają
misia,
Może wyzdrowieję?
Może jeszcze będę biec po zielonej
trawie,
Chodzić boso po plaży,
Tańczyć z motylami na łące,
Całować słońce…
I mamusia będzie mnie tulić, a tata zacznie
się uśmiechać.
I matka tuli, umierającą córeczkę,
A ojciec już nawet łez nie ociera.
Rak w swoich szponach pięcioletnie dziecko
trzymał,
Zaprowadził przed oblicze Boga.
Teraz dziecina w chórze anielskim
śpiewa,
I na swoich rodziców czeka,
To tylko chwila w jej trwaniu,
Lecz długie lata po tej stronie
nieba…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.