śmieszka
przeskakując przez liźnięcia o plażę
bałtyckiego chłodnego jęzora pamiętam
pora późnojesienna była bowiem chora
obręcz widnokresna sinusoidą ugniatała
niebo
pomarszczone w zlewaniu się z morzem
wyśmiała mnie ni z tego ni z owego
może miała dosyć bałwanów szarych
z gębą pofalowaną wręcz krzywą więc
sama spryskała śmiechem jak pianą za
karę
zostawiłem za sobą daleko mewy krzyczały
żem dureń bo chmury rozejdą się kiedy
przyjdzie pora my wcześniej bezterminowo
bezpowrotnie coś z głową musiałem mieć
nie po kolei szukałem śladów odeszłych
w szadzią obrośniętych zgrzebnych
wydmowych trawach i dalej wśród
rachitycznych
sosenek klifu czepiałem się niczym one
nadziei krzyczałem - przytul odpowiadały
jak zwykle mewy a jedna we śnie śmieszka
czerwononoga wciąż jeszcze przedrzeźnia
Komentarze (7)
Przedżeźnisnie mew jsk senne wyobraźnie...młodosś
potrafią zaskoczy...czasem warto czepiać się resztek
nadziei...pozdrawiam
Interesujący, dwupłaszczyznowy zapis
mewa świetnie wkomponowana w przekaz,
osobiście zrezygnowałabym z trzech pierwszych wersów
zaczynając od "obręcz..."
Fajnie tak nad ranem tutaj zerknąć, pozdrawiam.
Ładny wiersz, jak dla mnie o młodzieńczym zakochaniu
z fajnym pejzażem w tle.
Pozdrawiam serdecznie.
Ładny melancholijny wiersz :)
ładnie napisane :) Lubię mewy :) choć czasem mam
wrażenie że ze mnie się śmieją ;)
Ciekawie, beornie, zaplątałeś w śmiech mew to co nie
ich winą. Zazwyczaj w przyrodzie to od ludzi
przychodzi to co rani.
I ta refleksja z motywem przemijania: /chmury rozejdą
się kiedy
przyjdzie pora my wcześniej bezterminowo/
Podoba mi się wiersz.