Smutki
mojemu rozmówcy...
wieczorem wychodzą smutki
nawet bez zaproszenia
jak czarownice na sabat
codziennie nic się nie zmienia
myślałam że jak przewietrzę
odejdą gdzie pieprz rośnie
one są jednak uparte
takie okropnie nieznośne
jeden mi skacze do oczu
drugi coś szepcze do ucha
i gdybym nawet nie chciała
to muszę ciągle go słuchać
straszą że koniec świata
że wszyscy odejdą gdzieś
żeby je jakoś zagłuszyć
muszę bez przerwy coś jeść
i robię się ociężała
a wszystko ma burą barwę
jeśli mi ręki nie podasz
zjem pewnie całą musztardę
Komentarze (8)
te smutki rzeczywiscie czasem są natrętne, dobry
wiersz
hmm...Lekko i z humorem piszesz o stanach swojej
duszy.. smutki najlepiej zjeść ..ale przed wiosną
lepiej szybko zgubić.. po kobiecemu ujęty problem..
Podoba mi się Twoja umiejętność posługiwania się
piórem...
Podoba mi się personifikacja w tym wierszu: smutki
skaczące sobie do oczu...nieźle wykombinowane.
Bardzo ciekawa forma opisu tematu, który dotyka
wszystkich. Wieje od niego optymizmem dlatego właśnie
mnie się podoba.
Wygoń je czym prędzej i zatrzaśnij za nimi drzwi.
Czasami dopadają każdego. Myślę, że czekolada będzie
lepszym lekarstwem od musztardy.Śliczny wiersz.
Były sobie smutki trzy. Strasznie natrętne te smutasy.
W wyśmienity sposób to opisałaś. Lekko i niby o smutku
a jakoś wesoło się zrobiło. Chcesz drożdżówkę? z
musztardą?
Podam rękę ocalę musztardę. Wiersz znakomity!
Napisany o smutku w sposób tak niewinnie mhh wesoły?
może nie ale na końcu nie można się nie uśmiechnąć.
Kocham takie wiersze.
Nie jedz musztardy, bo będziesz płakała, a szkoda
Twych łez....