Sonety utracone
Deszcz, który już nie spłynie. To gwiazdy.
Jak krople
Na cienkich wiszą sznurkach, u ręki
kuglarza
To noc jest w jego cieniu, i dała się
opleść
nieprzemijalnym dźwiękiem, odgłosem
spadania.
Przejrzyste żyłki, światło, raz w górę, raz
na dół
I z każdą nocą czujesz, że bardziej się
skraplasz
ktoś musi przecież upaść, i oddać się za
dług
przez gwiazdy zaciągnięty, tą sztuczką, za
aplauz
gawiedzi niewidzialnej. Nie znosi nikt
próżni
więc czujesz że się stałeś, tym deszczem,
którego
na skórze nikt nie czuje, a który gdzieś
szumi
I lekko się unosisz, duch zerwać się
pragnie
Nad całą farsę, kłamstwo, coś znaleźć
innego –
lecz wie, że trwać tu będzie,
zaklęty w zmartwychwstanie
Komentarze (2)
Dwie pierwsze strofy - super rymy :)..pod koniec się
załamały..Jednak za całokształt +.. M.
ciekawy w treści pogląd Dobra poezja:)