Sosna - nadzieja
rdzą pokryły się zbocza
szalem zakryły się szczyty
smutno szemrzą źdźbła traw
w oddali migocze nadzieja
nie mam sumienia
rozdzierać tej ciszy
nikt nie usłyszy co dzieje się we mnie
nie umiem przejść obojętnie
obok tej samotnej sosny
co z jednej strony straciła już igły
jednak dzielnie jak rycerz trwa
niemy świadek utraconego raju
przystaje na chwilę
by płuca wspomnieniem nacieszyć
zahaczyć wzrok na białej poświacie
a ona tak stoi niewzruszona
obojętna na brak gałęzi
które ongiś ptakom dawały schronienie
dmuchawce jak ja składają jej hołd
jej wytrwałość wlewa w serce
ostatni promyk nadziei
że to wszystko można przetrwać
fAT
Komentarze (3)
Ostatnie dwa wersy mogą się przydać i mnie.
Pewnie tak, pewnie można wytrwać
Ładne te Twoje wiersze. A niewzruszona razem się
pisze:)
malowniczo, przyroda koi duszę :) nie martw się