Spacer
Idę sobie na spacerek
Dać wytchnienie duszy. Zły.
Zwykle robię tak w niedzielę...
Nagle... Pędzą do mnie psy...
Otoczyły swoją zdobycz,
Duma w oczach bydląt lśni.
Nie ucieknę. Wszystko na nic.
Nie pomogą żadne łzy.
Atakować mnie próbują,
W niby uśmiech szczerzą kły,
A ja biedny już żałuję,
Że zachciało mi się wyjść.
Czekam, który pierwszy zacznie.
Serce wali. Ciało- pień.
Większy już wyciąga łapę...
Niech się skończy koszmar ten...
Ten spokojny, tamten krnąbrny,
Warczy, szczeka- jak to pies,
Jeden zły, a drugi dobry,
Nie słyszałem tego gdzieś?
Budzę się. To już niedziela.
Wstaję. Idę kawę pić.
W głowie myśl konkretna jedna:
Nie wychodzę nigdzie dziś...
Komentarze (3)
:)) Fajny wiersz.
Ach te sny...
Haha, wiersz świetny! Ale pamiętajmy, że psy nie tak
straszne jak je opisują :)