Spacer
Rozkwitł mi księżyc na piersich śiwy,
jak młody Bóg, srebrny i gorliwy.
Posypały się gwiazdy, MI biły ukłony,
a ja stąpałam po nich.
Jak po plecach niewolników,
dbając o grację,
wyciskałam ślad na ich karkach,
nie szczędząc bólu.
Tysiąc lat trwał pochód okropny,
I chmury biły owacje,
puste, zwaisłe w bezruchu.
Wiatry zwołałam ochrypłe
i wiać kazałam silnie.
Kołysałam niebem,
a świat patrzył zawistnie.
Potem piłam ze słońcem powietrze
czerstwe,
chwytając światło.
Budząc sie znów,
rodziłam rozsądek,
szeptałam: WYBACZ
- pokornie
licząc że zapomną
i nie wrócą po mnie !
Komentarze (4)
wydaje mi się ze źle zinterpretowałam wiersz
,wspaniała wizja ,bardzo sugestywna:)
za wszystko niestety się płaci ,często wyrzutami
sumienia ,niezwykła sceneria ,jak zawsze jestem pod
wrażeniem...
podniesiony ton romantyczny i emocja Słowo żywe Dobra
poezja :)
wiersz dobry, ale warto by poprawić literówki:) +